Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KOMU obiad, KOMU remont? Właściciel restauracji został złotą rączką. Z pracowników stworzył ekipę remontową. "Wiem, że sobie poradzimy"

Kacper Komaiszko
Kacper Komaiszko
fot. Archiwum prywatne
O sytuacji Bartka dowiaduję się z lokalnej grupy na Facebooku dla mieszkańców Pragi-Południe. W tej dzielnicy, w przestrzeni Soho Factory mieści sie restauracja KOMU KOMU, której jest współwłaścicielem. - Polecam siebie i chłopaków ode mnie z restauracji do wszelkiego rodzaju napraw i remontów (...) Gdy po raz drugi nas zamknęli to podjąłem szybko decyzję o zostaniu złotą rączką. Od tego czasu minęło pół roku i nieco się to rozrosło. Razem ze mną pracuje już szef baru, zastępca szefa kuchni, kelnerzy etc. Fajna ekipa się zrobiła i robimy już remonty generalne - napisał Bartek. Wcześniej kilkukrotnie zamieszczał podobne posty, ale jak dotąd nie spotykały się ze szczególnym zainteresowaniem. Aż do teraz. Ostatni wpis po kilku dniach zebrał w sumie ponad 600 reakcji, udostępnień i komentarzy. Wzbudził też zainteresowanie mediów. Jeszcze tego samego dnia umawiamy się na rozmowę.

- Naszą restaurację otworzyliśmy w styczniu 2020 r., czyli można powiedzieć, że właściwie miesiąc przed pandemią. Dość duży niefart, jak na taką inwestycję, bo odkąd zaistnieliśmy - właściwie przez połowę tego czasu jesteśmy zamknięci - zaczyna Bartek. KOMU KOMU jak większość lokali w branży pracuje w opcji "na wynos", ale w ich przypadku nie działa to z dużym powodzeniem. - Oprócz tego, że nasze jedzenie jest smaczne, jest też ładne, kolorowe i wygląda atrakcyjnie na talerzu. Dużo trudniej jest nam sprzedawać je na wynos, niż np. pizzeriom czy sushi barom, które w trakcie pandemii tak naprawdę zarabiają jeszcze więcej, niż normalnie.

Czas pierwszego lockdownu w KOMU KOMU wykorzystano m.in. na załatwienie spraw organizacyjnych związanych z rolą debiutanta czy też urlopy. Przy drugim nie było już szans na odpoczynek. - Najzwyczajniej w świecie nie było mnie już na to stać. W piątek, 19 października ogłoszono kolejną decyzję rządu, że restauracje mają pozostać zamknięte. Kolejnego dnia, w sobotę zacząłem brać pierwsze zlecenia jako złota rączka - wspomina Bartek. Klienci, do których przyjeżdżał reagowali bardzo pozytywnie, choć jednocześnie z niedowierzaniem słuchali jego historii. "Pan jest właścicielem dużej restauracji w Warszawie, i przyjeżdża do nas - przysłowiowo - przepychać toaletę? Nie uwłacza to panu?" - pytali zszokowani. "Nie, wręcz przeciwnie. Bardzo to lubię" - odpowiadał Bartek.

Doświadczenia przy drobnych naprawach nabierał, gdy coś psuło się w restauracji. - Hydraulika czy elektryka... Ile się dało, zawsze starałem się robić to samemu, zamiast kogoś wzywać. Od zawsze lubiłem majsterkować, miałem podstawowe narzędzia, więc w razie awarii po prostu kupowałem potrzebne części i wymieniałem je z pomocą filmików na YouTube. Nie wszystko przychodziło łatwo, bo prace które teraz potrafię wykonać w 15 minut, za pierwszym razem zajmowały mi nawet 3 godziny - mówi właściciel restauracji.

Każde kolejne zlecenie sprawiało, że jego wiedza w zakresie remontów i napraw stawała się coraz większa. W pewnym momencie zaczął przyjmować naprawdę duże zlecenia. Wtedy postanowił, że wciągnie do tego ludzi z restauracji - kelnerów, barmanów czy kucharzy. Nie trzeba było ich długo namawiać, choć brutalna prawda jest taka, że nie mieli zbyt dużego wyboru. - Jeśli ktoś jest kucharzem, siedzi w branży od 10 lat, a nagle zamykają gastronomię, to nie znajdzie pracy w innej restauracji, bo wszystko jest zamknięte - tłumaczy Bartek. - Jeśli zatrudniasz ludzi, to czujesz za nich odpowiedzialność. Nie czujesz się dobrze z tym, że nie możesz zapewnić im pracy - dodaje.

KOMU obiad, KOMU remont? Właściciel restauracji został złotą...

Po pewnym czasie wśród pracowników Bartka wyselekcjonowała się stała, czteroosobowa ekipa remontowa. Do tej pory wykonali m.in. generalny remont domku letniskowego, a wkrótce czekają ich prace w warsztacie samochodowym. - Wczoraj byłem na wycenie bardzo dużej roboty. Do zrobienia jest garaż dla serwisu samochodowego. Tworzymy wszystko od podstaw - od ścian, przez sufity, toalety, zaplecze sanitarne dla pracowników, wylewkę betonową... - wymienia szef ekipy.

Części załogi nowe zajęcie spodobało się to na tyle, że nie chcą już wracać do gastronomii. Inni z kolei opuścili KOMU KOMU, gdy tylko nadarzyła się okazja, by wskoczyć do którejś z restauracji działających "w podziemiu" - wbrew lockdownowi.

"Trzeba mieć plan B. Wiem, że sobie poradzimy"

- Plan B to największy pozytyw całej tej sytuacji. Jeśli go nie masz, czujesz strach. Jestem związany z branżą gastronomiczną nie tylko przez KOMU KOMU, ale od pięciu lat pracuję też w firmie, która dostarcza towary i półprodukty do różnych lokali. Kiedy zamknęli moją restaurację oraz wszystkie inne restauracje w Warszawie, do których dostarczałem jedzenie - przestałem zarabiać. Moje obroty spadły o 70 %. Człowiek w takiej sytuacji boi się, zastanawia jak pospłacać kredyty i wszelkie zobowiązania. Ja wiem, że sobie poradzimy. W restauracji mam jeszcze wspólników, a KOMU KOMU to miejsce w naszych sercach. Na pewno będziemy prowadzić je dalej, bo to kochamy. Nigdy nie robiliśmy tego dla pieniędzy. Cieszymy się, że jesteśmy miejscem na mapie Warszawy, które organizuje fajne wydarzenia, daje ciekawą przestrzeń, dobrze karmi ludzi. Ekstra, jeśli wygeneruje jakieś zyski, ale najbardziej zadowoleni będziemy, kiedy nie trzeba będzie do niego dokładać - mówi Bartosz Antonik, jeden z właścicieli restauracji KOMU KOMU

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto