Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto komu dokopie?

Redakcja
Zakazy... - Chodzi o porządek i bezpieczeństwo - mówią ich zwolennicy. - To bezsensowne ograniczanie dzieciaków - mówią przeciwnicy.
Zakazy... - Chodzi o porządek i bezpieczeństwo - mówią ich zwolennicy. - To bezsensowne ograniczanie dzieciaków - mówią przeciwnicy. Tomasz Rusek
Skwer pomiędzy blokami przy ul. Okulickiego i Obrońców Pokoju stał się zarzewiem małej osiedlowej wojny. Jedni chcą tu ciszy i spokoju. Inni - miejsca do kopania piłki. Spółdzielnia robi za Szwajcarię i próbuje być neutralna.

Zaczęło się od tego, że starsi lokatorzy poprosili o zamontowanie na skwerze tabliczki ,,zakaz gry w piłkę’’. - Obok jest spore betonowe boisko, jest też duży plac zabaw. Kawałek dalej, koło szkoły, boiska. Naprawdę jest gdzie grać - mówi Jerzy Bednarski, który jest za zakazem. I podkreśla, że nie chodzi o gonienie każdego człowieka z piłką. - Niech się tu bawią dzieci z piłkami, ale nie nastolatkowie, którzy rozgrywali regularne mecze po kilka metrów od okien. Dla nich są boiska i to dla nich miał być zakaz - mówi mężczyzna. Znak spółdzielnia zamontowała. Ale długo nie postał. Jak osiedlowa wieść niesie, wykopali go... rodzice nastolatków. I zanieśli do władz spółdzielni. - Tak było - potwierdził w piątek w rozmowie z „GL” Janusz Przychoda ze spółdzielni. To właśnie ta druga strona konfliktu. W większości rodzice kilku- i kilkunastoletnich dzieci. - Niech pan się przejdzie po osiedlu i zobaczy: wszędzie same zakazy. Zakaz grania, zakaz wyprowadzania psów, zakaz odbijania piłki. Dziecko wyjdzie i nie może przed blokiem się pobawić, jeśli ma więcej niż 10 czy 13 lat. Ostatnio sąsiadka skrzyczała mi córkę, bo młoda malowała na chodniku kolorową kredą kwiaty i pole do gry w klasy. Ludzie! Przecież po deszczu nie byłoby śladu - mówi mama 12-latki (nie chce swojego nazwiska w gazecie). Zapewnia, że granie w piłkę na skwerku przeszkadza ,,dosłownie kilku osobom, a większość nie ma nic przeciwko’’. - Tak? A moim zdaniem większość raczej chce tu spokoju, a nie głośnych nastolatków, którzy biegają i kopią piłkę - mówi zwolenniczka zakazu (też nie chce się przedstawić do gazety). - Tyle się zachęca młodych do aktywności fizycznej! Pan nie grał przed blokiem?! - pyta mnie na oko 40-letnia kobieta.- Grałem! - szczerze odpowiadam (a wychowałem się kilka kroków dalej, przy ul. Armii Ludowej).- Zakazy były?! - pyta dalej.- Nie, kopaliśmy wszędzie - przyznaję.- A teraz nam się robi tabliczkowo - zakazowo - nakazowo - komunikatowe osiedle. Niech zakażą jeszcze jazdy rowerem i głośnego śmiechu! - rzuca wkurzona kobieta. Podobne konflikty są na chyba wszystkich gorzowskich osiedlach. - Zawsze znajdą się grupy lokatorów o sprzecznych interesach - mówi szef spółdzielni Dolinki Ryszard Marczyk. Ma rację. Na Staszica zmotoryzowani chcieli pod parking przeznaczyć kawałek chodnika, o który walczyli mieszkańcy bez aut. Ci z psami chcą skwerów i miejsc do załatwiania się czworonogów, co dla ludzi bez psów jest marnowaniem trawników. - A tutaj starsi mieszkańcy chcą ciszy i spokoju, a młodsi miejsca dla swoich dzieci. Klasyka. Nie do rozwiązania. Zawsze ktoś będzie niezadowolony - dodaje prezes Marczyk. Jednak wszystko wskazuje na to, że wojna przy ul. Okulickiego i Obrońców Pokoju wreszcie się zakończy. Pomysły są dwa. Pierwszy: demokratyczny. - Jesteśmy pomiędzy młotem a kowadłem, niech więc zdecyduje większość - mówi wiceprezes Górczyna Zenon Tchórzewski. O zdanie zapytani zostaliby mieszkańcy okolic skweru, a jego przyszłość byłaby taka, jak zagłosowałaby większość. Drugie wyjście: niedemokratyczne, czyli bez pytania. - W planach remontowych mamy ogrodzenie placu zabaw, który jest przy spornym skwerze. Myślimy, czy nie objąć ogrodzeniem kawałka skweru, z miejscem, gdzie grano w piłkę. W ten sposób futbolówka nie wylatywałaby już w stronę bloków, a kopanie byłoby na wyznaczonym terenie - mówi J. Przychoda.Marek Puchalski, wiceprezes spółdzielni Staszica, przyznaje, że podobne spory to smutna codzienność. - A my, czyli spółdzielnie, czego nie zrobimy, to ktoś będzie niezadowolony. Dlatego staramy się zawsze słuchać większości. Choć w granicach rozsądku, bo ta mniejszość ma dokładnie takie sama prawa. Dla prezesa Marczyka zakazy gry w piłkę to zjawisko niemal socjologiczne. - Im więcej tabliczek, tym większa pewność, że w okolicy dominują starsi lokatorzy.Ale Z. Tchórzewski widzi w tym... troskę. - Coraz częściej jesteśmy i czujemy się współwłaścicielami osiedli. Zależy nam, by krzaki nie były zniszczone, elewacja czysta i bez śladów piłki, a place zabaw zadbane. Co w tym złego? SKOMENTUJCzy i gdzie na Twoim osiedlu można grać w piłkę?KomentarzTomasz Rusek95 722 57 [email protected] Dziś dzieciakimają przerąbaneWychowałem się na Górczynie. Pamiętam, że za moich czasów nie było tu zakazów i tabliczek. Owszem, byli ,,parterowcy’’ ze społecznikowskim zacięciem, którzy ganiali nas za grę w piłkę pomiędzy drzewami, ale... mieli gdzie nas przegonić! Boisk było tyle, że każda ekipa spokojnie mogła - jak mawia premie Tusk - haratnąć w gałę bez wchodzenia sobie w drogę. Dziś na miejscu tych boisk w większości stoją bloki.Rozumiem tych, których wkurzają hordy nastolatków drących się i kopiących piłę przy oknach. Ale jeśli zakazuje się im zabawy w kolejnych miejscach, likwidując jednocześnie stare i nie budując nowych, to jest to droga donikąd.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto