MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Legia znowu w grze o koronę

Rafał Romaniuk, Hubert Zdankiewicz
Serbski skrzydłowy był rozczarowaniem, jest wybawcą trenera Urbana
Serbski skrzydłowy był rozczarowaniem, jest wybawcą trenera Urbana fot. Grzegorz Jakubowski
Legia Warszawa pozostaje w grze o mistrzostwo Polski. Trener wicemistrzów Polski Jan Urban zachowa posadę. Legioniści wreszcie przełamali kompleks meczów wyjazdowych. Lepszego momentu nie mogli sobie wymarzyć. Pokonali w Sosnowcu Wisłę Kraków 1:0 i zmniejszyli dystans do Białej Gwiazdy do czterech punktów

W zeszłym sezonie Urban narzekał na brak szczęścia. W decydującym o mistrzostwie Polski meczu z Wisłą na wyjeździe Takesure Chinyama marnował takie sytuacje, które w każdym innym spotkaniu wykorzystałby z zamkniętymi oczami. Fortuna wreszcie się odwróciła. Wisła miała wiele świetnych okazji, ale pudłowała podobnie jak Chinyama pół roku temu.

Największymi szczęściarzami byli trener Urban i Miroslav Radović. Szkoleniowiec Legii posadził Serba na ławce rezerwowych, a na prawą pomoc wystawił Sebastiana Szałachowskiego. "Szałach" od kilku dni marudził, że nie jest w pełni sił. Nawet na ostatnim treningu mówił, że mięśnie wciąż dają o sobie znać. Mimo to Urban kazał mu grać od pierwszej minuty. Szybko musiał jednak zmienić ustawienie. Szałachowski po 33 min wrócił na ławkę rezerwowych. Gdy schodził z boiska, jego twarz wyglądała tak, jakby wypił sok z cytryny. Na boisku pojawił się Radović.

Serbski skrzydłowy, o którym Urban wielokrotnie mówił, że jest jednym z największych rozczarowań Legii, nie zdążył nawet przebiec kilkudziesięciu metrów, a już znalazł się w doskonałej sytuacji. Piłkę Radoviciowi świetnie zagrał Chinyama, czyli piłkarz, po którym wszyscy bardziej niż efektownych asyst spodziewali się goli. "Rado" źle przyjął piłkę, ale jeszcze gorzej zachowała się obrona Wisły. Mariusz Pawełek nie zrozumiał się z Piotrem Brożkiem, Serb lekko podciął futbolówkę i chyba sam nie wierzył, że ta dotoczy się do siatki. Trzeba było widzieć demoniczną minę trenera Wisły Macieja Skorży. Wbiegł na boisko i zaczął strofować Piotra Brożka. Lewy Obrońca Białej Gwiazdy spuścił głowę i słuchał cierpliwie krytyki jak uczeń przyłapany na ściąganiu.

Na stadionie w Sosnowcu zapanowała cisza. Obiekt, na którym wiślacy będą musieli grać do końca sezonu (stadion w Krakowie jest remontowany), po raz pierwszy w tym sezonie wypełnił się niemal po brzegi. Zorganizowanej grupy fanów Legii nie było. Dwóch kibiców w szalikach warszawskiego klubu zabłąkało się tylko przed meczem na trybunie wiślaków. Gdy zorientowali się, że trafili w niewłaściwe miejsce w niewłaściwym czasie, próbowali wtopić się w tłum. - Spokojnie, nic wam nie zrobimy. Bo niezłe z was kozaki, żeby się tu zapuścić - komentowali z uśmiechem fani Białej Gwiazdy.

Ten uśmiech znikał im jednak z twarzy z każdą minutą. Wisła niby atakowała, miała świetne sytuacje, ale legionistom sprzyjały niebiosa. Paweł Brożek trafił w słupek, Patryk Małecki nie potrafił strzelić nawet wtedy, gdy Jan Mucha odbił piłkę przed siebie, leżał już na ziemi i czekał na wyrok. Noga zadrżała też Andrasowi Kirmowi. Strzał Słoweńca z pustej bramki wybił Dickson Choto.

Mecz w Sosnowcu oglądał z trybun Marcin Wasilewski. Obrońca Anderlechtu Bruksela, który kilka tygodni temu doznał koszmarnej kontuzji, uśmiechał się od ucha do ucha, mimo że czeka go jeszcze wielomiesięczna rehabilitacja. Często szeptał coś do kolegów po udanych akcjach Jakuba Rzeźniczaka. To prawy obrońca Legii zastąpił "Wasyla" w kadrze.

Maciej Skorża szalał przy linii bocznej. Po kolejnych nieudanych akcjach swoich piłkarzy chował tylko głowę w ręce. Próbował wszystkiego. Zdjął bezproduktywnego Małeckiego, wprowadził wracającego po kontuzji Łukasza Gargułę. I to jednak na nic.

Po ostatnim gwizdku sędziego Huberta Siejewicza słychać było na stadionie w Sosnowcu dźwięk ogromnego kamienia spadającego z serca trenera Urbana. Ponoć działacze obiecali mu, że jeśli po rundzie jesiennej strata do Wisły nie będzie zbyt duża, sięgną do kieszeni i wyłożą pieniądze na transfery. Postarają się też zatrzymać Jana Muchę, któremu kończy się kontrakt. Podobno porozumienie jest już blisko.

Wiślacy szybko opuścili murawę. Nie chcieli patrzeć na triumfujących warszawiaków, którzy przechadzali się po boisku jak kompania honorowa. Oni też odetchnęli z ulgą. Pewnie nawet w tym momencie nie zdawali sobie sprawy, że wygrali z Wisłą po raz pierwszy, odkąd w krakowski klub zainwestowała Telefonica. Piłkarze Skorży po meczu mówili, że nie mogą zrozumieć, jak można było w kilka tygodni stracić tak dużą przewagę nad głównym rywalem. Zwłaszcza że rewanż odbędzie się wiosną w Warszawie, gdzie legioniści za Urbana przegrali tylko dwa razy.

Kto by pomyślał, że po zwycięstwach nad Wisłą i Lechem, dwoma najgroźniejszymi rywalami do mistrzostwa, Legia będzie w tabeli na trzecim miejscu. Szkoleniowiec warszawskiego zespołu przestrzegał jednak przed euforią. - Dziś wygraliśmy z Wisłą, ale wczoraj przegraliśmy z Odrą - mówił Urban.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto