W lipcu pan Grzegorz dodatkowo odczuwał bardzo silny ból w jamie brzucha. Zaczęły się wędrówki po lekarzach. W końcu 30 sierpnia ból stał się nie do zniesienia. - To była niedziela. O 13-tej rodzina zawiozła mnie na pogotowie. Dano mi tylko leki przeciwbólowe. Nie pomogło. Wieczorem ponownie musiałem jechać na pogotowie. Jednak znów bez badań odesłano mnie do domu - tłumaczy Macioszek.
W poniedziałek mężczyzna zgłosił się do swojego lekarza rodzinnego. Ten w końcu zlecił badanie krwi. - Pojechałem do pobrania. Wyniki były jednak na tyle późno, że nie było już w pracy mojej pani doktor. Z pomocą rodziny podjechałem jeszcze raz na pogotowie, aby lekarz odczytał wyniki. Tym bardziej, że ból był ciągle nie do zniesienia - wyjaśnia.
Z podanymi na tacy wynikami lekarz pogotowia w końcu postawił diagnozę. - Stwierdzono u mnie żółtaczkę zakaźną. Powiedziano mi, że muszę natychmiast zgłosić się w szpitalu zakaźnym w Poznaniu. Ja sam nie mogłem jechać. Musiałem prosić o pomoc kogoś z rodziny. Myślałem, że gdy stwierdzono u mnie żółtaczkę zakaźną, to przewiozą mnie karetką, abym nikogo nie zaraził. Jednak nic z tego - wspomina.
W końcu mężczyzna dzięki pomocy rodziny dotarł do Poznania. - Tam zrobiono mi ponowne badania. Dodatkowo jeszcze USG. Lekarz w Poznaniu był zdumiony, że w Wągrowcu nie wykryto, że jest to żółtaczka, ale mechaniczna. Wystarczy zrobić operację - wyciąć woreczek żółciowy. Tak więc z powrotem odesłano mnie do Wągrowca, gdyż w szpitalu zakaźnym nie miałem czego szukać - tłumaczy.
W Wągrowcu w końcu przeprowadzono zabieg. - Nie rozumiem jednak dlaczego to wszystko tak długo trwało. Najpierw odsyłano mnie do domu, jak gdyby nic mi nie dolegało. W końcu lekarze w Wągrowcu na podstawie wyników, których sami nie zlecili, postawili złą diagnozę. Wysłano mnie do Poznania. Narażono na niepotrzebne koszty. Utrzymuję się tylko z renty. Dla mnie ważna jest każda złotówka - żali się mężczyzna.
O całej sytuacji chcieliśmy porozmawiać z dyrekcją szpitala. Jednak dyrektor jest aktualnie na urlopie. Udało się nam porozmawiać z ordynatorem chirurgii Tomaszem Bociańskim. - Na podstawie wyników badań rzeczywiście można było podejrzewać, że jest to żółtaczka zakaźna. Poza tym dodatkowa konsultacja nigdy nie zaszkodzi. Pacjent został zoperowany w porę - wyjaśnia. Pan Grzegorz rozważa jednak, czy nie wystąpić do szpitala o zwrot kosztów "wycieczki" do Poznania, jaką mu zafundowali.
Nie jest to pierwszy przypadek złej diagnozy w wągrowieckiej placówce służby zdrowia. Kilka tygodni temu pisaliśmy o mężczyźnie, u którego w Wągrowcu nie wykryto... tętniaka mózgu.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?