Niestety, było inaczej.
Wszystko zaczęło się od telefonu, jaki na komendę straży miejskiej wykonał pewien 11-latek, mieszkaniec ul. Zamenhofa. Zaalarmował on mundurowych o rudym psie, mieszańcu, który kona na przystanku autobusowym, przy ul. Muzealnej.
Na miejscu zjawił się Jacek Baranowski. Widok, jaki ujrzał strażnik był iście makabryczny. Czworonóg nie miał siły stać o własnych siłach. Leżał we własnych odchodach. Ale co najbardziej zwracało uwagę, to spory, ropiejący i krwawiący guz w okolicy głowy, na którym kłębiła się chmara much. Pies dosłownie konał na oczach przechodniów. I to w niewyobrażalnych męczarniach.
- Zwierzak nie był zachipowany, ale szybko udało nam się ustalić jego właścicielkę - mówi J. Baranowski. - Kobieta zupełnie nie przejmowała się jego losem - dodaje.
„Jak śmierdzi, to niech wyp...." i „O co wam chodzi, to tylko pies" - m.in. takie słowa miały paść z ust właścicielki czworonoga.
Przybyły na miejsce weterynarz stwierdził u rudego mieszańca silne zmiany nowotworowe. Okazało się też, że guz, jaki widoczny był na szyi, nie był jedynym. Druga, znacznie większa narośl powstała na podbrzuszu czworonoga. Na leczenie było już za późno. Kilka dni później pies został uśpiony.
Pewne już jest, że sprawa trafi do prokuratury. Za brak należytej opieki nad psem i narażenie go na niepotrzebne cierpienie kobiecie grożą dwa lata więzienia, bowiem wydarzenia z ul. Muzealnej polskie prawo traktuje już w kategoriach przestępstwa.
- Na pochwałę zasługuje natomiast chłopiec, który do nas zadzwonił - chwali J. Baranowski. - Wiedział jak się zachować na widok cierpiącego stworzenia, gdzie zadzwonić i do kogo się zgłosić - mówi.
- To była jedna z tych interwencji, które wiążą się z wielkim cierpieniem - komentuje Bartosz Krieger ze Straży Ochrony Zwierząt. - Najczęściej udaje nam się tego typu zdarzenia wyprzedzać, czasami właściciel zwierzęcia nawet nie zdaje sobie sprawy, że coś jest nie tak. Wtedy pouczamy bądź nakładamy mandat - wyjaśnia. - Szkoda, że w tym przypadku z ul. Muzealnej nie udało się zainterweniować wcześniej, że nikt z sąsiadów tego nie zgłosił. Może gdyby zajęto się tym psem wcześniej, udałoby się go wyleczyć - dodaje.
Jak podkreśla B. Krieger, podobne sytuacje zdarzają się sporadyczne, jednak nawet wtedy nie są nacechowane takim cierpieniem. - Zwierzęciu zazwyczaj coś dolega, nie może chodzić czy przełykać. Ale nie leży umierając - dodaje.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?