Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opowieści Mikołaja Spóza: Puławy - miasto przyjazne trzem narodom

redakcja
redakcja
Fot. ze zbiorów Mikołaja Spóza, reprod. Michał Dmytrow
Fot. ze zbiorów Mikołaja Spóza, reprod. Michał Dmytrow redakcja
Puławy były miastem wielu kultur. Mieszkali obok siebie Polacy, Żydzi, Rosjanie. Prowadzili wspólne interesy, uczyli się razem, znali się.

 
Nawet w czasach zaborów, kiedy ludność polska odcinała się od zaborców, były przecież kręgi z którymi utrzymywano kontakt. Na pewno do nich należało grono wykładowców tutejszego instytutu. O tym opowiada Mikołaj Spóz, znany regionalista puławski.
 
Puławskie cerkwie
 
Ponad 10 lat po Powstaniu Listopadowym, kiedy Czartoryskich nie było już w Puławach, zapadła decyzja o przeniesieniu tu Aleksandryjskiego Instytutu Wychowania Panien.
– Dla wychowanek tej placówki na najwyższym piętrze pałacu powstała kaplica cerkiewna – opowiada Mikołaj Spóz, który pokazuje najstarsze, nie publikowane fotografie. Na stuletnim, spłowiałym papierze widać ikonostas, ikony i wyposażenie, które w 1914 roku zostało wywiezione przez Rosjan. Na pałacowym dziedzińcu stała wtedy dzwonnica – dziś są tylko jej fundamenty pod powierzchnią ziemi.
 
– 7 października 1914 roku na tę część pałacu spadł pocisk, dach został przedziurawiony, pocisk wpadł do pałacowej kaplicy – opowiada Spóz. – Wcześniej korzystali z niej wszyscy prawosławni mieszkający w Nowej Aleksandrii. A czasem sprawiało to kłopot. Pewnego roku ksiądz prawosławny zwrócił się do swojego zwierzchnika w Lublinie o postawienie kaplicy na tutejszym cmentarzu, bo wnoszenie zmarłych na samą górę było niewygodne i panny się lękały.
 
W 1909 roku zakończono budowę i wyświęcono nową cerkiew. W Nowej Aleksandrii stacjonował rosyjski pułk piechoty i świątynia powstała głównie z myślą o wojsku. Dziś po dokonanej u schyłku lat trzydziestych przebudowie, jest to kościół garnizonowy.
 
Ośrodek naukowy
 
– Trzeba powiedzieć, że do Puław napływała elita intelektualna Rosjan – uważa Spóz. – Przybywała też młodzież, synowie ziemian, fabrykantów, inteligencji.
Droga do prowincjonalnych Puław była ciężka, daleka, a przecież ciągnęli tu ludzie z wielkiego imperium i kraju pod wieloma zaborami. Tutejszy Instytut Politechniczny Rolniczo-Leśny, a później Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa potrzebował wyspecjalizowanej kadry. W instytucie pracowali Polacy i Rosjanie.
 
– Nie słyszałem, żeby wśród nich panowała obcość – stwierdza Spóz. – Z tego, co mi mówiono, nie było tam także agitacji ani zapędów rusyfikacyjnych w stosunku do pracowników. W każdym razie takie postawy były w mniejszości. Ba, z przekazów wiem, że życie towarzyskie obejmowało i Polaków i Rosjan. Jurij Tatarow, duchowny prawosławny był uważany za przyjaciela Polaków, a nawet w instytucie wykładał literaturę rosyjską i konsekwentnie dążył do zacieśniania kontaktów polsko-rosyjskich.
 
Jednak z czasem ogólna atmosfera pod zaborami stawała się coraz cięższa, a to na pewno prowadziło do pewnego ostracyzmu ze strony Polaków, a na pewno do buntu polskich studentów skłonnych do kontestacji.
 
Dobrze wspominani
 
Problemy zaczęły się, kiedy „pieczę” nad Puławami objął osławiony Apuchtin. Nad Puławami, a raczej nad pracownikami i działalnością Instytutu. Robił naloty, przesłuchania, miał tu swoich szpiegów.
 
– Jednak było wielu Rosjan niezłomnych, którzy nie ugięli się pod presją i nie dali się zastraszyć – zauważa Spóz. – Jednym z nich był Wasyl Wasiliewicz Dokuczajew, twórca genetycznego gleboznawstwa, który przeprowadził tu badania liczące się na całym świecie. On także zreformował instytut tak, że ze szkoły typu półwyższego stał się liczącą placówką akademicką. Ba, Dokuczajew prywatnie chętniej bywał w domach polskich niż rosyjskich i przyjmowany był z życzliwością. Zasłużył się dla Puław wstawiając się do różnych władz w sprawach miasta i Polaków.
 
Ciekawą postacią był Mikołaj Josifowicz Krisztafowicz z wykształcenia wojskowy. Przyjechał do puławskiego instytutu w 1894 roku i pracował w nim do ewakuacji w 1914 roku.
– Nie miał żadnego dyplomu naukowego, był pasjonatem, samoukiem który na przykład opisał stosunki hydrologiczne Lublina, założył czasopismo Rocznik Geologiczny, zajmował się trzeciorzędem okolic Puław i Lublina. Kiedy już wyjechał do Rosji został docentem na Uniwersytecie w Charkowie.
 
Barwną osobowością był Marek Piotrowicz Sołonienko – wychowanek Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, który został w Puławach. Jego specjalnością było łąkarstwo, ale do dziś znany jest z innej swojej pasji.
– Sołonienko stał się kronikarzem Puław i instytutu– opowiada pan Mikołaj. – Był zapalonym fotografikiem. Zostawił nieocenioną spuściznę w postaci fotografii wychowanków i pracowników uczelni. Ale zawdzięczamy mu również znakomitą ikonografię życia tamtych Puław. Dzięki niemu mamy zdjęcia Kazimierza, Janowca, okolic i scenek rodzajowych z przełomu XIX i XX wieku. Wydawał także pocztówki, a nawet widziałem album jego autorstwa z portretami studentów i profesorów z 1905 roku. Sołonienko po ewakuacji także wyjechał do Charkowa.
 
Zgoda narodów
 
W zbiorach Mikołaja Spóza są fotografie profesorów, młodzieży, są utrwalone wizerunki tych, którzy tworzyli intelektualną elitę Puław.
– Trzeba koniecznie wspomnieć o Piotrze Nikołajewiczu Szejminie – mówi z naciskiem Spóz. – W 1902 roku założył prywatną szkołę dla chłopców. Szkoła już w 1906 roku uzyskała prawa gimnazjum ośmioklasowego. Do gimnazjum chodzili chłopcy Polacy, Żydzi, Rosjanie. A nawet ci ostatni byli w mniejszości. To była szkoła na bardzo wysokim poziomie – dodaje Spóz. – Mój ojciec chodził do niej. Do śmierci znał francuski i łacinę, których tam się nauczył. Bez problemu dostał się później do prestiżowej szkoły Wawelberga w Warszawie. Jeden z nauczycieli tej szkoły – pan Stępkowski mnie także uczył. Zapytał mnie kiedyś na lekcji, czy taki Michał Spóz który tu chodził to nie mój ojciec. Miło mi było, że pamiętał.
 
W puławskim tyglu żyło się kiedyś raczej zgodnie. Później, na przełomie wieków buntowali się coraz bardziej studenci i nie tyle przeciw kolegom Rosjanom, co przeciw zaborczej, absolutnej i bezwzględnej władzy. W 1909 roku miał swój puławski epizod Feliks Dzierżyński, który – jakkolwiek twierdzi się, że był studentem instytutu – nie figuruje jako ten, który tu się uczył.
– Rosjanie prowadzili tu handel, mieli swoje sklepy i piekarnie, byli lekarze rosyjscy i cała armia urzędników – dodaje Spóz. Oczywiście nie brakło wojska, żandarmów i tajniaków.
 
Podczas pobytu Dzierżyńskiego doszło do tumultu, który rozpędzili nahajkami Kozacy na koniach. Jednak trzeba powiedzieć, że w ciasnym gronie postępowej inteligencji sprawy się miały inaczej. Ceniono wiedzę i wykształcenie bez względu na przynależność narodową. Wśród uczciwych Rosjan i Polaków istniały więzi, które przetrwały mimo wszystko. Puławy były miastem tolerancyjnym, przyjaznym, małym co sprawiało, że wiedziało się wszystko o wszystkich. Również to, kto był szpiclem i z kim nie wypada utrzymywać kontaktów. Może dlatego trzy przeważające narodowości żyły z sobą w zgodzie.
 
Maria Kolesiewicz
 

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto