MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Polonia wygwizdana po fatalnej grze

Tomasz Biliński
Takiej nieudolności piłkarzy Polonii Warszawa jak we wczorajszym meczu z Wisłą Kraków dawno nie widzieliśmy. I nie zdziwimy się, jeśli właściciel klubu Józef Wojciechowski znów zamrozi pensje swoim pracownikom. Za komentarz ich gry niech posłuży scenka po spotkaniu, gdy kibice najpierw zachęcili swoich pupili, by do nich podeszli, a następnie obrzucili ich śnieżkami i pożegnali gwizdami.

To drugi mecz obu drużyn w tym roku przy Konwiktorskiej zakończony wynikiem 0:1 i drugi, w którym do siatki polonistów nie trafił zawodnik Wisły. W kwietniu Łukasz Piątek strzelił kuriozalnego samobója. W dośrodkowywał Patryk Małecki, a do własnej bramki wbił ją Dariusz Pietrasiak. - Uderzyłem z całej siły. Akurat trafiłem w Pietrasiaka. No cóż, wpadło - cieszył się wiślak.

Polonia miała pecha, bo mogła i powinna wygrać. Do momentu straconej bramki to ona przeważała. Sytuacji do zdobycia bramki miała jednak bardzo mało. W pierwszej połowie groźnie zza pola karnego uderzył słabo grający Jakub Tosik. Po przerwie sytuację jeden na jednego z Mariuszem Pawełkiem zmarnował Daniel Gołębiewski. Zamiast strzelać, przewrócił się w polu karnym. - Powinienem kopnąć piłkę, a nie szukać karnego. Jak zwykle, najprostsze rozwiązanie byłoby najlepsze - przyznał napastnik.

Lewym skrzydłem groźnie atakował też Janusz Gancarczyk. Co chwilę sadzał na murawie rywali. W najważniejszym momencie piłka leciała jednak albo na aut, albo w trybuny. Z kolei Wisła grała tak, jak w poprzednich meczach z wyjątkiem spotkania z Legią, czyli co najwyżej przeciętnie.

- Wiślacy byli solidni, ale to my stworzyliśmy akcje, po których powinniśmy coś strzelić. Nie udało się i jest to wyłącznie wynikiem naszej nieporadności - przyznał Łukasz Trałka.

Najdogodniejszą sytuację zmarnował Adrian Mierzejewski. W zamieszaniu po rzucie rożnym kapitan Czarnych Koszul stanął oko w oko z bramkarzem. Strzelił tuż obok słupka.

- Nie ma znaczenia, w jakim stylu przegraliśmy. Straciliśmy punkty i to nas boli. Zamiast patrzeć, ile brakuje nam do czołówki, musimy uważać, żeby nas inni nie wyprzedzili. Następny mecz [z Górnikiem Zabrze, 5 grudnia - red.] musimy wygrać, by mieć w miarę spokojną zimę - stwierdził Trałka.

- Nie można wygrać meczu, jeśli nie wykorzystuje się takich sytuacji. Mam nadzieję, że ta porażka nie zablokuje nas psychicznie - stwierdził trener Paweł Janas, który nerwowo zaciskał szczękę na konferencji. Póki co może jednak spać spokojnie. Wprawdzie kibice pod koniec meczu skandowali "chcemy trenera, a nie Janasa frajera", ale prezes Wojciechowski pozwoli mu ponoć pracować na stanowisku szkoleniowca do przyszłego roku. Weryfikacja ma nastąpić po pierwszych ligowych meczach na wiosnę. Na razie były selekcjoner chce, by do sztabu szkoleniowego dołączył jeszcze jeden trener. - Piotrek Stokowiec jako asystent i trener bramkarzy Jarek Bako, to za mało - zdradził Janas, który nie mógł wczoraj skorzystać z kontuzjowanego Euzebiusza Smolarka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto