Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie Zakłady Optyczne. Duma przedwojennej Warszawy. Produkty były cenione w całej Europie

Redakcja
Prezydent Ignacy Mościcki w towarzystwie generała Felicjana Sławoja wizytuje Polskie Zakłady Optyczne, rok 1932.
Prezydent Ignacy Mościcki w towarzystwie generała Felicjana Sławoja wizytuje Polskie Zakłady Optyczne, rok 1932. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Lornetki, celowniki i busole. Na Grochowskiej pracowało się ciężko, ale warunki – jak na międzywojnie – były wspaniałe. Pakiet socjalny, firmowy autobus rozwożący do domu i bilety do łaźni. Polskie Zakłady Optyczne były dumą przedwojennej Warszawy.

W 1925 roku polski zakład odbiera prestiżową nagrodę we Florencji. Na wystawie Dydaktycznej zachwycano się sprzętem wyprodukowanym przez otwartą zaledwie cztery lata wcześniej Fabrykę Aparatów Optycznych i Precyzyjnych H. Kolberg i S-ka. Kilka miesięcy później same ciepłe słowa płyną z Międzynarodowej Wystawy w Liège „To niemożliwe, aby w kilka lat osiągnąć taką jakość” - pomyślał zapewne niejeden z inżynierów, przyglądając się urządzeniom z dalekiej (z ich perspektywy) Polski. To prawda, tradycja produkcji ma swoje źródła daleko wcześniej, jeszcze w XIX wieku.

Tuż po Powstaniu Styczniowym w Warszawie otwierały się kolejne zakłady optyczne. Było ich w sumie kilkanaście, z czego największy nosił nazwę: „Pierwsza w Kraju Fabryka instrumentów Optycznych FOS”. Jej właścicielem był polski konstruktor – Aleksander Ginsberg, którego urządzenia zdobywały liczne nagrody i zaczęły budzić szerokie zainteresowanie, przede wszystkim wśród członków armii carskiej. Chcieli oni wykorzystać zdolnych polskich konstruktorów, dlatego przed I wojną światową, już po śmierci Ginsberga, całą fabrykę - zatrudniającą ponad 150 osób – wraz z urządzeniami siłą przeniesiono do Rosji. Tam skupiono się już nie tylko na aparatach fotograficznych, ale przede wszystkim na przyrządach celowniczych, lunetach, lornetkach i innych urządzeniach przydatnych na froncie.

W Petersburgu, gdzie ostatecznie ulokowano fabrykę, pracował wtedy inżynier Karol Hercyk-Pałubiński. Tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości skrzyknął najlepszych pracowników i powrócił z nimi do kraju. Tam uruchomił swoje kontakty i razem ze wspólnikami stworzył Fabrykę Aparatów Optycznych i Precyzyjnych H. Kolberg i S-ka. Kazimierz Mieszczański, właściciel warszawskich odlewni przekazał niewielką halę o powierzchni 100 mkw. przy ul. Leszno 119, Karol Hercyk-Pałubiński dał swoje know-how i został pierwszym kierownikiem wydziału optycznego, a Włoch George Coro były dyrektor Rosyjsko-Francuskiego Towarzystwa Akcyjnego w Petersburgu miał dbać o kontrahentów i produkcję. Nie do przecenienia był również wkład Henryka Kolberga, gorącego patrioty i właściciela kopalń w Rosji, który na początku lat 20. wrócił do kraju, by robić interesy w swojej ojczyźnie. To on wyłożył najwięcej na uruchomienie zakładów.

Ze stu metrowego warsztatu, do wielkiej fabryki

Kilkanaście osób, w tym założyciele spółki, wzięli się ostro do roboty. Mimo, że zakład otwarto w 1921, produkcja ruszyła dopiero w marcu kolejnego roku. W tym czasie szkolono pracowników: optyków, mechaników, centrowników, szlifierzy oraz sklejacza, tokarza i kontrolera. Kierował nimi Karol Hercyk, który wraz z George Coro, odpowiedzialnym za mechaników, przygotowywał także konstrukcje urządzeń.

Zapał wspólników przyniósł ogromny sukces (i wielkie pieniądze). Już rok po uruchomieniu linii produkcyjnej, pomieszczenia przy Lesznie 119 okazały się za ciasne. Wszystko za sprawą kontraktu dla żołnierzy, tym razem Polskich. Ministerstwo Spraw Wojskowych potrzebowało specjalistycznych lornetek, a najlepiej sprawdzały się te wytwarzane przez Fabrykę Aparatów Optycznych i Precyzyjnych. Do zwiększenia produkcji potrzebowano ogromnej hali. Taka znalazła się na Grochowskiej 35 (obecny numer to 316). Tam wprowadzono się do dawnej wytwórni tabakier. „Był to solidny, dwupiętrowy budynek z mocnymi, murowanymi stropami. Kotłowania centralnego ogrzewania mieściła się w obszernych piwnicach” - tłumaczy varsavianista Ireneusz Zalewski w „Echach Dawnej Warszawy”.

Poza zamówieniami posypały się także kolejne nagrody. Poza Florencją i Liège, urządzenia doceniono na Wystawie Wynalazków w Warszawie oraz na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu, gdzie konstruktorom przyznano Wielki Złoty Medal. Spółka dalej się rozwijała, dobudowano czwartą kondygnację i zatrudniono kolejnych pracowników.

Nowy właściciel, stare porządki

Nie wszystko jednak poszło po myśli pierwszych właścicieli. Henryk Kolberg, główny udziałowca, na skutek nieudanych operacji finansowych oraz kryzysu gospodarczego, który z opóźnieniem dotarł do Polski, stracił wpływy w firmie. Firmę przejęli Francuzi, którzy zmienili nazwę na Polskie Zakłady Optyczne (PZO), ale podtrzymali rozwój wprowadzając drugą zmianę. Niektórzy doszukują się w tym przejęciu drugiego dnia. Podobno Kolberg miał być nielojalny wobec wspólników i za ich plecami chciał sprzedać cały zakład Francuzom. Ostatecznie przejęli oni firmę, ale na innych, podobno bardziej korzystnych dla reszty udziałowców, zasadach.

Pracownicy nie narzekali na swoje szefostwo, a nawet chwalili pracę w fabryce na Grochowskiej. Tych, którzy zostawali do późna odwoził firmowy autobus, a wszyscy mogli za 70 groszy zjeść dwudaniowy obiad (godzinowa średnia stawka dla robotnika w 1933 roku wynosiła 80 groszy). PZO dawał też bezpłatne bilety do miejskich łaźni, a w fabryce każdy pracownik miał szafkę w szatni oraz dostęp do umywalni i prysznica. Taki stan rzeczy utrzymywał się do rozpoczęcia wojny.

Podczas konfliktu zbrojnego fabryką zarządzali Niemcy z Zeiss-Jena (obecnie Carl Zeiss). Po wyzwoleniu w zniszczonych i rozkradzionych zakładach narodziło się nowe życie. Co ciekawe, jeszcze w latach 30. z zakładu na Grochowskiej wyszły peryskopy dla łodzi podwodnych (w tamtym czasie produkowano całkiem sporo sprzętu na potrzeby mundurowych). Były one sprawne aż do 1969 roku, gdy ORP Sęp został wycofany ze służby. Także ORP Błyskawica, która do dzisiaj stoi na nabrzeżu w Gdyni była zaopatrzona w oprzyrządowanie do kierowania bronią torpedową z nadrukiem: „Wyprodukowano w Polskich Zakładach Optycznych”. W tym czasie komunistyczne władze rozwijały fabrykę na potrzeby wojsk Układu Warszawskiego, ale mikroskopy, instrumenty geodezyjne, lornetki, lupy czy rzutniki z powodzeniem eksportowano także na zachód.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto