Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stoczniowcy protestowali pod Zakładami Cegielskiego w Poznaniu

Jacek Klein
Na ulicach Poznania było w piątek głośno, doszło do starć z policją
Na ulicach Poznania było w piątek głośno, doszło do starć z policją S. Seidler
W poznańskich Zakładach H. Cegielskiego trwają zwolnienia grupowe, które obejmą 500 pracowników. Zakład jest w złej sytuacji finansowej z powodu braku zamówień na silniki po upadku stoczni w Gdyni i Szczecinie.

W piątek na ulice Poznania wyszli pracownicy Cegielskiego. Domagali się środków na odprawy, zagwarantowania pieniędzy na bieżące wypłaty i przygotowania programu restrukturyzacji zakładów gwarantującego jego dalsze istnienie. Wsparło ich ok. 2 tys. związkowców z całej Polski, w tym związkowcy ze Stoczni Gdańsk, Gdynia i Stoczni Marynarki Wojennej. Zapłonęły opony, eksplodowały petardy. Doszło do przepychanek z policją pod Urzędem Wojewódzkim.

- Ten rząd dba przede wszystkim o interesy pracodawców, zapomniał o pracownikach, którzy nie mają środków do godnego życia - mówili protestujący na wiecu.

Tak jak w 1956 r. spod bramy zakładów przeszli tymi samymi ulicami pod Urząd Wojewódzki, gdzie wojewodzie przekazali petycję do premiera w sprawie ratowania zakładów. Według nich, właściciel, czyli Skarb Państwa, nie ma strategii na funkcjonowanie Cegielskiego. Przychody poznańskiej firmy w 70 proc. zależne były od zamówień na silniki dla statków budowanych w Gdyni i Szczecinie.

- Postulaty pracowników Cegielskiego są takie same jak nasze. Ratować firmę, a jeśli konieczne są zwolnienia, to z odprawami podobnymi do tych stoczniowych. To rząd zmusił pracowników do wyjścia na ulicę, nie rozwiązując problemów wielu zakładów - powiedział Karol Guzikiewicz, wiceszef Solidarności w Stoczni Gdańsk.- Od kilku miesięcy nie ma dialogu w sprawie przemysłu stoczniowego i kooperantów. Jeśli rząd nadal nie będzie nic robił, sytuacja będzie coraz bardziej napięta i nie obejdzie się bez kolejnych demonstracji.

Demonstranci pod Urzędem Wojewódzkim starli się z policją. Guzikiewicz twierdzi, że po raz kolejny doszło do prowokacji służb specjalnych.

- Kilka osób ewidentnie podjudzało do starcia z policją. Nie byli to stoczniowcy. To agenci chcieli sprowokować nas do zamieszek. Dzięki opanowaniu stoczniowców udało się temu zapobiec i na szczęście nic nikomu się nie stało - dodał.

Po upadku obu stoczni w podobnej sytuacji jak Cegielski mogą znaleźć się dziesiątki firm z nimi kooperujących. Nie tylko z braku zamówień. Zadłużenie obu stoczni szacowane jest na ok. 3 mld zł. Wiele firm nie odzyska jednak swoich pieniędzy. Sprzedaż majątku może przynieść 400 mln zł, które w pierwszej kolejności pójdą na zaspokojenie roszczeń... banków. Przetargi na stoczniowy majątek odbędą się w listopadzie. Minister skarbu Aleksander Grad twierdzi, że stoczniami interesują się głównie krajowi inwestorzy.

26 i 27 listopada Stocznia Gdynia i Stocznia Szczecińska Nowa ponownie wystawione zostaną na aukcję.
W Gdyni inwestorom zaoferowane zostaną m.in. dwa suche doki, wydział prefabrykacji kadłubów i wyposażenia statków. Te części majątku składają się na pełny ciąg technologiczny umożliwiający budowę statków. Ministerstwo Skarbu liczy, że pojawi się inwestor, który przejmie powyższe składniki. Ich wartość została oszacowana na ponad 200 mln zł. Jeśli nie zostaną sprzedane, przejmie je syndyk masy upadłościowej.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto