Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przepłynęli pół Polski po serce - niezwykły wyczyn warszawiaków!

Karolina Eljaszak
Karolina Eljaszak
Hipotermia, halucynacje, wyeksploatowane mięśnie. Mówią o sobie "para samobójców". Ale Renata i Artur ryzykowali dla życia małej Ani.

Są zdrowi, silni, wysportowani. Postanowili wykorzystać swoje atuty, by pomóc dziecku, któremu tego brakuje.

- Artur miał kiedyś plan, by z kolegami pontonem spłynąć Wisłą z Warszawy do Gdańska. Ale kolegom porodziły się dzieci i żony nie pozwoliły im na spływ, a Artur nie mógł znaleźć nikogo z odpowiednimi umiejętnościami, by zrealizować swoje marzenie - opowiada portalowi MM Warszawa Renata Klekotko.

Trafili na siebie w gabinecie lekarskim Artura. Artur Biel to 34-letni warszawiak, absolwent Warszawskiej Akademii Medycznej i stołecznej AWF, był lekarzem kadry narodowej młodych kajakarzy. Renata Klekotko ma 23 lata, urodziła się w Augustowie. Jej życie zawsze było związane ze sportem - została medalistką Mistrzostw Świata i Europy Juniorów w 2007 r. Dziś studiuje na warszawskim AWF i jest instruktorką kajakarstwa i narciarstwa.

- Byłam jego pacjentką, ale od słowa do słowa okazało się, że mamy podobne zainteresowania. Powiedział mi "Renia, popłyń ze mną" - wspomina. I stało się. Najpierw chrzest bojowy, czyli grudniowy, mroźny spływ w Rybniku. Powiodło się.

Spływ na dwa cele i maksimum sił

Potem przyszedł czas na Wisłę z Warszawy do Gdańska. To miał być pierwszy oficjalny czas dla tego odcinka. I od razu taki, który będzie ciężko pobić. Założyli sobie dwa cele: że pokonają te 480 kilometrów w cztery doby i że zrobią to dla kogoś.

- Odezwaliśmy się do kilku fundacji, większość milczała - mówią kajakarze. - W końcu Fundacja Radia Zet zaproponowała jedno dziecko, które ma odpowiedni termin operacji, czyli taki, by 1 procent podatku od sponsorów mógł być wypłacony. Ale to rodzice odmówili, nie chcąc by dziecko, które nota bene ma swoją stronę internetową, było bohaterem medialnej akcji. Kolejnym dzieckiem była właśnie Ania. Piękna, mała "czarnulka" z chorym sercem.

Organizowaniem akcji "Kajakiem po serce" Renata i Artur zajęli się sami: od sprzętu po sponsorów. - Przez to byliśmy zmęczeni już na starcie - mówi dziewczyna.

Deszcz, hipotermia i halucynacje

Wyruszyli z Warszawy w sobotę, 2 lipca o godz. 10.30. Cztery doby później mieli stanąć na gdańskiej plaży, ale od pierwszych chwil pogoda próbowała im przeszkodzić. - Nie było ani chwili słońca, ciągle wiało i padało. Zamiast założonych 10 km/h osiągaliśmy 5,5 hm/h. Jak przestawaliśmy wiosłować, kajak się cofał. Było naprawdę ciężko - opowiadają.

Pierwszego dnia Artur dostał hipotermii, następnego Renata miała halucynacje. Ale nie mogli przerwać, bo tu chodziło o pieniądze na operację dla Ani. I sprawdzian własnych możliwości. Na szczęście nie mieli kontuzji, bo Artur to przecież lekarz i jak coś zaczynało się dziać, wyciągał swoje magiczne "psikadła".

Nie mogli tracić żadnej chwili, żadnego metra przewiosłować na darmo. - Większość potrzeb załatwialiśmy z kajaka, dobijaliśmy do brzegu tylko po jedzenie i żeby przebrać się w suche ciuchy - przyznaje Renata Klekotko. Płynęli kajakiem sportowym, który wyposażony w płozy niemal jak katamaran, był mniej wywrotny.

"Para samobójców" i anioł stróż

"Para samobójców" - tak o sobie mówią Renata i Artur. I szczerze obawiali się, że czcze gadanie może się spełnić, gdyby nie ich anioł stróż, a właściwie Sylwester Jaworski. To on towarzyszył kajakarzom przez całą trasę, jadąc samochodem technicznym przy wzdłuż Wisły. Przedzierał się przez chaszcze i bagna, by nie spuścić oka ze swoich podopiecznych, wiedząc, że jest ich jedynym ratunkiem.

- Gdy Artur dostał hipotermii to Sylwester wyciągnął go z kajaka, rozebrał, wsadził pod prysznic. To on robił nam kanapki, organizował jeden ciepły posiłek na dzień, rozpalał ognisko w lesie, byśmy wiedzieli, gdzie jest - mówi nie bez emocji Renata.

Finisz był najtrudniejszy. Pogoda nie odpuszczała, a trzeba było nadrobić początkowe trudności. Pierwsze trzy dni płynęli po kilkanaście godzin, ostatni odcinek wiosłowali bez przerw 24 godziny. 6 lipca o godz. 10.20 para stanęła przy gdańskim Żurawiu, jako pierwsza ustanawiając oficjalny rekord dla tej trasy.

Czekają na trzecią operację Ani. Jeśli dziecko przejdzie ją pomyślnie, jeśli będzie żyło, dopiero wtedy swoją misję uznają za zakończoną.

Ania Zięba urodziła się 11 lutego 2010 roku. O tym, że ma wadę serca rodzice dowiedzieli się dopiero 3 godziny po narodzinach dziewczynki. Noworodek, który wydawał się całkiem zdrowy, dostał 10 punktów w skali Apgar nagle nie mógł samodzielnie żyć. U Ani stwierdzono niedorozwój prawej komory serca, atrezję zastawki płucnej, hipoplazję zastawki trójdzielnej i ubytek przegrody międzykomorowej.

Tak ciężka, złożona wada wymaga przeprowadzenia trzech operacji, a każda z nich musi być wykonana w odpowiednim wieku dziecka. Pierwszą operację Ania przeszła w wieku zaledwie 8 dni, w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie Prokocimiu. Drugą operacja odbyła się w Monachium w lipcu 2010 r. Na początku 2012 roku Ania musi mieć wykonaną trzecią, ostatnia operację. Koszt operacji to ponad 20 100 euro.

Konto Fundacji Radia Zet: 80 1840 0007 2213 3200 0810 7919
Wpłat należy dokonywać koniecznie z dopiskiem "Kajakiem po serce".

W galerii pod artykułem znajdziesz zdjęcia małej Ani oraz Renaty i Artura z akcji "Kajakiem po serce" i innych kajakowych wypraw.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto