Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fanny Joly: Słucham tylko jednego szefa - siebie

Sonia Tulczyńska-Starnawska
Sonia Tulczyńska-Starnawska
Francuska pisarka, Fanny Joly, ma na swoim koncie kilkaset książek dla dzieci i młodzieży. Teraz w Polsce pojawiło się jej najnowsze dzieło o przygodach Pralinki. Z autorką rozmawialiśmy o tym, jakie przezwisko nadali jej bracia, kiedy płakała na zawołanie i dlaczego rzuciła pracę w korporacji i została pisarką.

Fanny Joly to autorka blisko 300 książek, wydanych w 20 krajach i sprzedanych w ponad 4 mln egzemplarzy, Paryżanka, wychowana w wielodzietnej rodzinie (najmłodsza z 8 rodzeństwa) dużo pisze o burzliwych relacjach między braćmi i siostrami, w humorystyczny i bardzo autentyczny sposób. Zaangażowana w rozwój czytelnictwa i kreatywności u najmłodszych, organizuje spotkania i warsztaty pisarskie z dzieciakami na całym świecie.

Ma pani na swoim koncie ponad 300 publikacji dla dzieci i młodzieży. Jaka jest recepta na napisanie dobrej książki dla najmłodszych?

Moja recepta? Chyba takiej nie mam. Powiedzmy, że w życiu skupiałam się głównie na pisarstwie, humorze, książkach, lekturze, dzieciach, pracy… To wcale nie ma być zabawna odpowiedź wielkiej autorki książek humorystycznych, na którą się niby "stroję". Napisałam swoje pierwsze skecze w wieku szesnastu lat. Pierwsze książki dla dzieci – w wieku dwudziestu pięciu. To szmat czasu! Ale pisanie zabawnych książek nie oznacza, że codziennie dobrze się bawię! Czasem jestem zmęczona, proszę mi wierzyć… Mam sześćdziesiąt dwa lata, straciłam wiele ukochanych osób. Jeśli nadal piszę, to po pierwsze dlatego, że śmiech jest jedyną walką ze zniechęceniem, która mi wychodzi. Po drugie, dzięki entuzjazmowi moich czytelników. Oni dodają mi skrzydeł podczas spotkań autorskich, opowiadają o swoich wrażeniach, wysyłają wiadomości. Trzeci powód jest bardzo prozaiczny: ponieważ moje książki dobrze się sprzedają.

Moje dzieciństwo to przygody „Mikołajka i innych chłopaków”, dziś serca młodych czytelników podbijają zabawne przygody inteligentnej Pralinki. Czy Francja i dzieciństwo tamtejszych maluchów są inspiracją dla pisarzy?

Dziękuję. „Inteligentna Pralinka” to dla mnie miły komplement! Nie odnoszę wrażenia, że przygody Pralinki są jakoś wyjątkowo francuskie. Polska Alinka-Pralinka jest tego dowodem, prawda? „Pralinka” została też przełożona na hiszpański i turecki, mam nadzieję, że ta lista się wydłuży…

Tekst: Fanny Joly, Ilustracje: Ronan Badel, Copyright © Gallimard Jeunesse

Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z Pralinką, od razu przypomniałam sobie moją wizytę w Paryżu i smakowite desery, eleganckie i dopracowane w każdym calu z francuskich „patisserie”. Skąd pomysł na Pralinkę? Dlaczego akurat tak się nazywa?

Pralinka kojarzy się pani z chrupiącym ptysiem, nugatem, tartą cytrynową czy makaronikami? Mniam! Francuscy cukiernicy mają niezwykły talent, by nam dodawać pysznych kilogramów, prawda? W oryginale brzmi Cucu la Praline. Przymiotnik „cucu” w języku francuskim należy do języka potocznego, ale nie żargonowego. Pojawił się w XIX wieku, by określić osoby delikatne, wrażliwe, emocjonalne, trochę naiwne, czasem zmanierowane. „Praline” to pomadka z migdałem w środku, jej nazwa pochodzi od nazwiska marszałka Plessis-Praslina, którego kucharz wymyślił ten specjał w XVII wieku. „Pralinka-Dziecinka” to przezwisko, które nadali mi moi bracia, kiedy płakałam na zawołanie.

Pani publikacje są tłumaczone na wiele języków z całego świata. Nie ma pani obaw, że sens po tłumaczeniu zostanie przekręcony, a – na przykład – imiona bohaterów i nazwy miejsc będą brzmiały śmiesznie?

Nie boję się tego, prawdę mówiąc. Moje książki zostały przełożone na 23 języki. To niezwykłe szczęście. Mówię jedynie po angielsku, trochę po hiszpańsku i włosku. Nie potrafię więc ocenić jakości tłumaczeń – i całe szczęście! Jestem ufna, z natury i z zasady. Jeśli przekłady potęgują humor w moich książkach, tym lepiej.

Mówiąc o Pralince, nie mogę nie spytać o ilustracje, świetnie dobrane do charakteru powieści. W jaki sposób dobiera pani artystów do współpracy?

Nie wybieram ilustratorów do moich historii. Dokonywanie tego wyboru to całkiem oddzielna specjalizacja. We Francji nazywamy ten zawód „dyrektorem artystycznym”. Dyrektorzy artystyczni w wydawnictwie są specjalistami we wszystkim, co tyczy się strony wizualnej książki. W naszych globalno-cyfrowych czasach ta dziedzina jest ważniejsza niż kiedykolwiek i nieustannie się rozwija. Nie mogłabym nawet udawać, że coś o tym wiem. A zatem – logicznie – wybór ilustratorów czy ilustratorek odbywa się w wydawnictwie. Sprawia im to także przyjemność.

fot. Znak Emotikon

Pisarka z rodziną

Wychowywała się pani w rodzinie wielodzietnej, a siostra skłoniła panią do bycia pisarką. Czy życie w tak dużym domu bardziej rozwija wyobraźnię?

Powiedziałabym, że moja siostra bardziej odkryła mnie dla samej siebie, niż mnie do czegokolwiek skłoniła. Jej szalona ochota, by rzucić zawód adwokata dla sceny i bawić ludzi, pozwoliła mi odkryć, pisząc dla niej, że mam jakąś władzę: układam pomysły i słowa na papierze, a na końcu słyszę śmiech widzów. Pisanie komedii ma tę gwałtowną siłę: śmiech zaraża. Smutek nie. Tak, sądzę, że życie w dużej rodzinie w pewnym sensie rozwinęło moją wyobraźnię. Po pierwsze, ponieważ miałam wielu ludzi do obserwowania. A także będąc najmłodsza, otoczona silnymi osobowościami, miałam niewiele okazji do mówienia. Nie znosiłam konkurencji i gier ruchowych czy zespołowych, więc rzuciłam się na… książki!

Intryguje mnie stwierdzenie, że „pani ojciec był oficerem marynarki wojennej”, ale też artystą. Czy to jemu zawdzięcza pani swój talent?

Mój ojciec był pisarzem, bardzo wrażliwym, miał swój styl, był też bardzo uzdolniony muzycznie, grał na wiolonczeli i saksofonie. Nie miał duszy wojskowego. Osierocony przez ojca w wieku osiemnastu lat, najstarszy z jedenaściorga rodzeństwa, poszedł do szkoły marynarki wojennej z powodów ekonomicznych: płacono na wejściu. Tata zawsze chciał zostać adwokatem. Przeznaczenie zweryfikowało jego marzenia. Miał duże poczucie obowiązku.

Ostatnio, po raz pierwszy, pojawiła się pani w Warszawie. I chociaż – z wielkim bólem serca przyznaję – nie udało mi się być na tym spotkaniu, chciałabym zapytać o wrażenia z pobytu w Polsce. Co się pani podobało, a co nie?

W ciągu dwóch dni miałam przyjemność przejechać Warszawę wzdłuż i wszerz taksówkami, w towarzystwie Anny z wydawnictwa Znak i dwojga wspaniałych tłumaczy. To było odkrycie! Nie spodziewałam się miasta tak nowoczesnego, dynamicznego, pociągającego, pobudzającego… Znaleźliśmy chwilę na lody na szerokiej alei pełnej kafejek z tarasami pękającymi w szwach, ponieważ świeciło słońce. Spacerowaliśmy po harmonijnie odbudowanym starym mieście, po wałach, ulicach. Podobała mi się modna księgarnio-kawiarnia dla dzieci niedaleko hotelu, w którym mieszkałam, ale także piękna księgarnia Autorska w centrum. Jedliśmy w lokalnej restauracji. Odnosiłam wrażenie, że jestem w Londynie, Paryżu czy Berlinie. Ta europejskość mnie uwiodła. "Frexit" nie jest dla mnie!

fot. Znak Emotikon

Gdzie rodzą się pomysły na postaci? I gdzie – finalnie – są przelewane na papier? Pisze pani w domu czy może w restauracji? Na komputerze czy papierze?

Tropię pomysły podczas wielogodzinnego brudnopisania, bazgrania, notowania, wyrzucania i zaczynania od nowa. Zaczynam zawsze odręcznie, aż materia przybierze formę i jestem gotowa zredagować całość. Wtedy włączam komputer. Faza poszukiwań jest najdłuższa. Najbardziej niepewna. Najtrudniejsza. Wpadam na mnóstwo pomysłów, ale większość mnie nie bawi, nie daje mi apetytu na więcej, więc pracuję dalej. Czasem – często – myślę: „jesteś beznadziejna, nigdy ci się nie uda”… A potem jednak trochę mi się udaje. Piszę wszędzie, na każdym skrawku papieru, byle jakim długopisem. Nie mam manii. Tak naprawdę moim podstawowym narzędziem są zatyczki do uszu, które odcinają mnie od odgłosów rzeczywistości.

Tekst: Fanny Joly, Ilustracje: Ronan Badel, Copyright © Gallimard Jeunesse

Na koniec chciałam zapytać o warsztaty, spotkania, a także wszelkie porady, które publikuje pani za pośrednictwem nowych technologii – na YouTube. Czy uważa pani, że rozwój nowych technologii sprzyja pisarzom, czy może utrudnia działalność w tym zawodzie i go „zabija”?

Obecność w świecie nowych technologii zawdzięczam moim dzieciom. Zwrot z inwestycji? Nasza najstarsza córka, Lily, architektka, czyta mi, doradza, zachęca, projektuje ulotki… Mój syn Victor, grafik animator mieszkający w Nowym Jorku, stworzył moją pierwszą stronę i sfilmował moje głośne czytanie. Lucas, najmłodszy, i jego narzeczona Claire pracują w biznesie internetowymi, stworzyli i prowadzą moją aktualną stronę internetową. Bez nich na pewno dużo trudniej byłoby mi oswoić nowe technologie. Nie sądzę, że technologia niszczy pisarstwo. Przeciwnie. Książka nigdy nie zniknie. Jej materialność, działanie na zmysły, wygoda są nie do pobicia. Nowe technologie uzupełniają i przyspieszają te stare. Cyfrowość pozwala na dostępność większej liczby tekstów, które można czytać wszędzie i z łatwością. Dla młodych, moim zdaniem, książka pozostanie nieodzowna. Stanowi namacalną obecność i stałość wobec ekranów i wirtualnego świata, tak zimnych i ulotnych.

Nie tęskni pani za pracą w reklamie? Nie chciałaby pani wrócić do korporacji?

Zawód copywriterki w reklamie wiele mnie nauczył. Praktycznych umiejętności. Pracy w zespole. Brania pod uwagę odbiorcy, do którego się zwracamy. Czyli tego, co najważniejsze w literaturze dla dzieci. Jednak zmęczył mnie nieustannie komercyjny aspekt tej pracy. Po dziesięciu latach na umowie zostałam freelancerką, by zająć się pracą zarobkową, twórczością artystyczną… i życiem rodzinnym. Nigdy nie żałowałam – żegnajcie zebrania i wymuszone godziny. Tak naprawdę słucham tylko jednego szefa: samej siebie!

Sonia Tulczyńska, dziennikarka warszawa.naszemiasto.pl

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto