Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krystyna Czubówna: W naszej dżungli nie ma czystych reguł gry

Redakcja
- Kobiety mają trudniej w zawodzie lektora - mówi w Krystyna Czubówna, właścicielka jednego z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce. Rozmawialiśmy z nią o cenie, jaką płaci się za sławę oraz o tym, dlaczego lepiej żyć w "realu" niż w świecie wirtualnym.

Krystyna Czubówna to znana dziennikarka, prezenterka programów informacyjnych oraz lektorka filmów przyrodniczych i audycji radiowych.

Kiedy uświadomiła sobie Pani, że ma najbardziej rozpoznawalny głos w Polsce?

Nie wiem, ale chyba tylko dlatego nie wiem, że nie sięgam tak daleko pamięcią. Kiedyś bardzo chciałam, żeby rozpoznawano mnie po głosie. Wydawało mi się, że tylko mężczyźni mają charakterystyczny tembr i tylko oni dzięki temu mogą zostać rozpoznani na ulicy czy w sklepie. Moim idolem był Jerzy Rosołowski z Polskiego Radia. Szczerze zazdrościłam mu rozpoznawalności. Aż potem nadszedł taki czas, że nazywano mnie "Rosołowskim w spódnicy", ale w dalszym ciągu nie byłam tak znana jak on. Zakładam, że gdybym pracowała tylko w radiu, ta rozpoznawalność nigdy by nie nadeszła. Albo nadeszłaby dużo, dużo później. Pod koniec lat 70. znacząco wzrosła rola telewizji, a tym samym zaczęli być potrzebni lektorzy. Gdy zdecydowałam się jeszcze występować przed kamerą, to rozpoznawalność stała się czymś oczywistym. Czymś, co przyszło zupełnie naturalnie.

Dzisiaj muszę przyznać, że mam wielką frajdę, kiedy ktoś mnie nie widzi (na przykład stoi przede mną w kolejce), a usłyszawszy mój głos, odwraca się i pyta: "to pani?!"

Stała się Pani rozpoznawalna, ale przecież popularność ma dwa oblicza. Bywa męcząca.

Gdybym wiedziała czterdzieści lat temu, że tak się ten świat zmieni, to zastanowiłabym się dwa razy nad wyborem zawodu. Przecież żyjemy w świecie celebrytów. Kiedy podejmowałam tę pracę, świat wyglądał zupełnie inaczej. Nie było nawet pojęcia "osoba publiczna", chyba że dotyczyło to wysoko postawionych urzędników państwowych. Może jeszcze aktorzy. Pracownicy radia czy telewizji do tej grupy nie należeli. Wręcz przeciwnie - ludzie radia byli anonimowi. Szczerze mówiąc, nie umiem korzystać z plusów bycia osobą znaną, a bardzo przeszkadza mi ta druga strona medalu, o której pani wspomniała. Ale cóż, jest jak jest. Nie odwróci się biegu rzeki, trzeba płynąć z jej prądem.

Ta sfera anonimowości w radiu też traci na znaczeniu. Mamy swoich ulubionych prezenterów, ulubione audycje muzyczne... Słuchacze też chyba zdecydowanie bardziej interesują się tym, kogo słuchają.

Tak, ale to wszystko umożliwił nam rozwój technologii. Kiedyś bardziej lubiani spikerzy otrzymywali listy. To była jedyna forma adoracji. Dzisiaj żyjemy w globalnej wiosce, w której wszystko jest w zasięgu ręki. Wystarczy kliknąć, by wiedzieć, co dzieje się na drugim końcu kuli ziemskiej.

Wystarczy kilka kliknięć, by założyć fanpage, zgromadzić wierne grono fanów i stać się idolem.

Zdecydowanie, ale ja jestem wobec tego sceptyczna. Mogłabym nawet powiedzieć, że jestem przedstawicielką swojego pokolenia, ale to niefortunny zwrot, bo znam osoby nawet starsze ode mnie, dla których świat wirtualny jest całym światem. Staram się stąpać twardo po ziemi i jeżeli nie panuję nad tym, co dzieje się wokół mnie lub we mnie (np. jeśli nie panuję nad własnymi emocjami), to źle się z tym czuję.

Świat wirtualny jest mi niepotrzebny. Czasem wykorzystuję wyszukiwarkę internetową, ale rzadko. Mam ogromny księgozbiór i wolę tradycyjne słowo pisane.

Mam rozumieć, że woli Pani encyklopedię niż Google?

Absolutnie tak. I mam ogromną frajdę, kiedy okazuje się, że to, co sprawdzam w encyklopedii PWN, okazuje się rzetelniejszym źródłem niż to, co serwuje nam się na ten temat w Internecie.

Jest coś, czego by Pani nie przeczytała w radiu czy telewizji?

Nie wchodzę w ogóle w politykę. Uważam, że polityka jest brudna. Nawet jeśli cele są szczytne, to metody do ich osiągania zawsze będą pokrętne. To bardzo odległy dla mnie świat. Zresztą, był to właśnie jeden z powodów, dla których zrezygnowałam z dziennikarstwa informacyjnego.

Krystyna Czubówna
mat. prasowe/Empik

Kobiety mają trudniej w zawodzie lektora?

Wciąż mają trudniej. Tu się nic nie zmieniło. Mamy XXI wiek, a to jest zawód stricte męski. Może kobiety nie za dobrze wypadłyby w czytaniu fabuł... Proszę zwrócić uwagę na to, że dzisiaj kobiety w dalszym ciągu nie "czytają" filmów fabularnych. Ale uważam, że w filmach psychologicznych lub dramatach odnalazłabym się świetnie. Może niekoniecznie w westernie czy filmie komediowym. Mnie jest łatwiej o tyle, że trzydzieści lat temu wszedł na ekrany cykl "Zwierzęta świata" i utorowałam sobie tę ścieżkę. Pani, która prowadziła ten cykl, powiedziała mi wtedy: "będziesz miała u mnie pracę do emerytury". Potem żałowałam, że nie zapytałam, do czyjej emerytury, ale co ciekawe, nadal przy tym cyklu tkwię.

Czasem robi się problem z tego, że kobiecy głos przykrywa oryginalny męski głos. Ale nikt nie zwraca uwagi na to, że męski głos przykrywa głos kobiecy. A wydaje mi się, że sytuacja odwrotna jest właśnie dużo bardziej drażniąca. Pokutuje przekonanie, że głosy męskie są niższe, w związku czym uznaje się je za bardziej "mikrofonowe". Jest cała gama męskich głosów, których w ogóle nie powinniśmy słuchać. Ale czasy, w których, by zostać lektorem, trzeba było zdać egzamin na kartę mikrofonową, już dawno minęły.

W nawiązaniu jeszcze do cyklu "Zwierzęta świata": Jakie jest Pani ulubione zwierzę?

Nie mam takiego. Może lew, ale to dlatego, że to mój znak zodiaku. Poza tym sposób życia lwic odpowiada mojej osobowości. To zwykle ja jestem tą, która dba o dzieci, chodzi na polowania.

I walczy.

Tak, zdecydowanie.

Ale przecież nie da się mieć pod kontrolą wszystkiego. A to kłóci się ze stylem życia, determinowanym przez walkę. Bo to tak jakby mieć przekonanie, że można wszystko sobie wywalczyć.

Ale ja właśnie myślę, że w naszym ludzkim życiu wciąż obowiązuje prawo dżungli - czy dajemy na to przyzwolenie, czy też nie. To bolesna prawda. Kiedyś przeczytałam ogromne tomiszcze o zarządzaniu metodą błękitnego oceanu. Okazało się, że intuicyjnie robię wszystko, co w tej przepastnej książce jest napisane.

Na czym polega zarządzanie tą metodą?

Chodzi o to, że nie walczymy, lecz znajdujemy niszę, w której nie ma nikogo. Czyli rywalizujemy sami ze sobą, a to przecież najtrudniejszy rodzaj walki. Przecież nie chcemy spocząć na laurach, ale wciąż piąć się w górę. A wracając do poprzedniego pytania,

powiedziałabym, że nasz ludzki świat czasem wydaje mi się nawet gorszy od tego zwierzęcego. W naszej dżungli nie ma przyzwoitości. Nie obowiązują czyste reguły gry.

Rozmawiała Kinga Czernichowska, dziennikarka portalu gazetawroclawska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Krystyna Czubówna: W naszej dżungli nie ma czystych reguł gry - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto