Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legia odarta ze złudzeń przez Lechię. Szanse na triumf tylko matematyczne

Hubert Zdankiewicz
Jeszcze to do mnie nie dociera. Nawet nie wiem, jak opisać to, co czuję. To czarny scenariusz, jakiego nie miałem w całej swojej karierze – stwierdził Michał Żewłakow po czwartkowej porażce Legii Warszawa w Gdańsku.

Miał powody. Przegrywając 0:1 z Lechią, stołeczny zespół zredukował swoje szanse na mistrzostwo Polski niemal do zera. Wciąż je ma, ale już tylko matematyczne, bo z pierwszego miejsca spadł na czwarte. Do prowadzącego Śląska Wrocław traci już trzy punkty. Do drugiego Ruchu Chorzów dwa, a do trzeciego Lecha Poznań jeden.

Czytaj także: T-Mobile Ekstraklasa: Legia przegrywa w Gdańsku z Lechią 0:1 [WIDEO, ZDJĘCIA, RELACJA]

Ze Śląskiem i Ruchem Legia ma korzystny bilans bezpośrednich spotkań (niekorzystny z Lechem). Teoretycznie można sobie wyobrazić scenariusz, w którym cała prowadząca trójka straci w niedzielę punkty, a zespół Skorży pokona u siebie grającą już o pietruszkę Koronę Kielce (po porażce Widzewem Łódź stracił szanse na grę w pucharach). W praktyce byłaby to sytuacja porównywalna z trafieniem szóstki w Lotto. Nawet jeśli się pamięta, że Śląsk zagra z Wisłą w Krakowie.

O wiele łatwiej za to wyobrazić sobie, że to Legia po raz kolejny straci punkty. Żewłakow ma rację. Takiego scenariusza nie wyobraziliby sobie nawet najwięksi warszawscy pesymiści. Zespół Macieja Skorży dokonał rzeczy wprost niebywałej. Gdy równo dwa miesiące temu – 3 marca – pokonał 2:0 ŁKS i został liderem, miał 39 punktów i bilans bramek 35–12.

Po 29 kolejkach ma ich 50, a bilans 41–17. Z dziewięciu kolejnych meczów wygrał tylko dwa, strzelając przy tym sześć goli i tracąc pięć. Trudno tu mówić o pechu – dla zespołu myślącego na serio o mistrzostwie to bilans katastrofalny! Kompromitujący! Fakt, że Legia tak długo utrzymywała się na prowadzeniu zawdzięcza wyłącznie temu, że konkurencja również zawodziła.

Czytaj także: T-Mobile Ekstraklasa: Polonia zmiażdżona przez Zagłębie [WIDEO, ZDJĘCIA]

Jednak do czasu, bo przebudził się w końcu Śląsk i Lech. Do końca walczy Ruch. Za to zespół Skorży jak zawodził, tak zawodzi. Przez ostatnie dwa miesiące wyszły mu w zasadzie dwa mecze – z Ruchem Chorzów (2:0 w lidze i 3:0 w finale Pucharu Polski).

Nie inaczej było w czwartek w Gdańsku. Ten mecz dobitnie pokazał, że król jest nagi. Bez sprzedanych zimą Macieja Rybusa i Ariela Borysiuka oraz ze słabiej dysponowanymi Danijelem Ljuboją i Miroslavem Radoviciem (obaj mieli zimą problemy ze zdrowiem) Legia jest dziś o klasę gorszym zespołem niż jesienią. Tym bardziej, że dziur w składzie nie zdołali wypełnić sprowadzeni w lutym Nacho Novo i Ismael Blanco. Nie tylko dlatego, że nie grali zbyt dużo.

W Gdańsku ten drugi dostał w końcu szansę, by zagrać dłużej niż kilkanaście minut (zastąpił w przerwie tragicznie spisującego się Michała Kucharczyka). Trafił nawet do siatki, ale sędzia dopatrzył się spalonego. Novo z kolei znów zagrał 10 minut i znów rozczarował. Podobnie zresztą jak koledzy. Nie pomógł wprowadzony w drugiej połowie Rafał Wolski. Słabiej spisał się Michał Żyro...

Efektem była porażka z zespołem, który nie potrafił wygrać u siebie w lidze od 28 listopada 2011 roku...

Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto