Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"My w finale 2014", czyli najlepszy karny w kierpcach

Redakcja
Znakomicie poradził sobie debiutant, Patryk Kośnicki, przed którym stało zadanie niemal niemożliwe: uratować honor narodowy, uzasadnić istnienie Polaków, zapewnić przyszłość kraju, odkupić nasze grzechy i wlać nadzieję w serca krajan. Innymi słowy - strzelić karnego.
Znakomicie poradził sobie debiutant, Patryk Kośnicki, przed którym stało zadanie niemal niemożliwe: uratować honor narodowy, uzasadnić istnienie Polaków, zapewnić przyszłość kraju, odkupić nasze grzechy i wlać nadzieję w serca krajan. Innymi słowy - strzelić karnego. Piotr Kubic
Przed Dareczkiem staje zadanie niemal niemożliwe: uratować honor narodowy, uzasadnić istnienie Polaków, zapewnić przyszłość kraju, odkupić nasze grzechy i wlać nadzieję w serca krajan. Innymi słowy - strzelić karnego.

Nic tak nie jednoczy Polaków jak piłka nożna. Jak wyglądałby nasz świat, gdybyśmy - po serii porażek z Katarem i Kiripati, dobrych remisach z Włochami i Brazylią przeszli do finału mistrzostw świata w 2014? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Iwona Jera, która z ekipą aktorów teatru Bagatela pokazała na Pierwszym Kontakcie sztukę "My w finale 2014". I wychodzi jej to znakomicie.
Mamy w tym spektaklu wszystko: kibiców bardziej i mniej zaangażowanych, Polityka z Momentem Intymnym, który rozpaczliwie próbuje zdefiniować odpowiedzialność (uciszany przez pozostałych kibiców - bo czy naprawdę trzeba to robić kilka sekund przed karnym?); Księdza Wybranego, w którego życiu nic się nie zmienia czy Harcerza ze Smutną Przeszłością, który żałośnie śpiewa piosenkę Grechuty po stracie gola przez Naszych.  W tle przygrywa na pianinie Rezerwowy Muzyk: "Stairway to Heaven" miesza się ze ścieżką dźwiękową do "Gwiezdnych Wojen" i przebojów z lat 20.
Wszystkimi dyryguje Trener z Wiolonczelą, który na zmianę to zagrzewa piłkarzy do walki pustymi słowami, to przygrywa rzewne piosenki ludowe. Nad całością zaś unosi się na telebimie animowany biały ptak - ni to orzełek, ni to pokraczny gołąb.
Iwona Jera szczodrze podlała swój spektakl groteską i absurdem. Rozprawiła się zarówno z naszymi mitami narodowymi, jak i prywatnymi ("gdy wyjdę do toalety to na pewno strzelą bramkę... Aaa, więc to wszystko ode mnie zależy!" - odkrywa Ksiądz); życzliwie obśmiała polskie stereotypy i doprawiła całość szczyptą goryczy. - Ojczyzna? Jest jak jest - powtarzają niczym refren aktorzy. - Naprawdę mogło być gorzej!
Aktorzy sprawili się doskonale - a  nie było to łatwe, bo spektakl obfituje w synchroniczne recytacje i melorecytacje, a zgromadzeni na scenie kibice przypominają jeden organizm. Znakomicie też radzi sobie debiutant, Patryk Kośnicki, przed którym staje zadanie niemal niemożliwe: uratować honor narodowy, uzasadnić istnienie Polaków, zapewnić przyszłość kraju, odkupić nasze grzechy i wlać nadzieję w serca krajan. Innymi słowy - strzelić karnego.
I robi to "dla nas syćkich", w góralskich kierpcach, odtańczywszy wcześniej dzikiego zbójnickiego i wysłuchawszy zbiorowej przysięgi kibiców ("nie będę pracował na czarno, zatroszczę się o swoją emeryturę, nie będę bił dzieci i żony, chyba że na to zasłużą"). Efekt? Zasłużone oklaski i zachwycona publiczność.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "My w finale 2014", czyli najlepszy karny w kierpcach - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto