Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po premierze w Teatrze Horzycy: "Brzydal" bez twarzy

Redakcja
Paweł Tchórzelski i Matylda Podfilipska
Paweł Tchórzelski i Matylda Podfilipska Lech Kamiński
Gdy usłyszałam, że pierwszą premierą tego sezonu w teatrze im. Horzycy będzie "Brzydal" Mariusa von Mayenburga, byłam mile zaskoczona. Autor sztuki to jeden z najważniejszych dramatopisarzy niemieckojęzycznych i mając w pamięci jego głośny "Ogień w głowie" czy "Kamień" spodziewałam się wiele.

Scenografia mnie nie zawiodła: kilka krzeseł na pustej scenie, biały półprzezroczysty plastik, ciemne ściany oświetlone ostrym, surowym światłem. Minimalistycznie i ładnie. Iza Toroniewicz stworzyła chłodną, czystą przestrzeń, w której rozgrywa się dramat Lettego (Paweł Tchórzelski).Lette to pracownik wielkiej korporacji, który właśnie wynalazł cud techniki, genialną wtyczkę, dzięki której jego firma może zarobić wielkie pieniądze. Wystarczy tylko zaprezentować wynalazek na międzynarodowych targach. Problem w tym, że Lette nie może pokazać światu swojego dzieła, bo jest... za brzydki. Kiedy inni uświadamiają mu jego niewyobrażalną brzydotę, Lette decyduje się na radykalny krok: decyduje się na nową twarz. Decyzja okazuje się brzemienna w skutki, bo szybko okazuje się, że na zewnętrznej przemianie się nie kończy, a efekty dotkną nie tylko samego Lettego, ale i wszystkich w jego otoczeniu.Reżyser obsadził aktorów w podwójnych, a czasem i potrójnych rolach. Najlepiej chyba na tym wyszedł Łukasz Ignasiński, wcielając się na zmianę w młodego, ambitnego, choć nieco nieśmiałego pracownika korporacji oraz zagubionego geja, syna zaborczej matki, który pod pozorami zblazowania kryje rozpacz. Aktor niuansuje obie role drobnymi gestami: tu splecie nerwowo palce, tam przygładzi włosy. Wychodzi to znakomicie, co trudno powiedzieć o roli Marka Milarczyka, który gra szefa głównego bohatera oraz jego plastycznego chirurga. Tu obie postaci momentami zlewają się ze sobą - być może zabrakło pomysłu na ich wyraźne zróżnicowanie. Przyznać jednak trzeba, że zadanie miał Milarczyk najtrudniejsze - jego postaci z założenia są do siebie dość podobne.Znacznie łatwiej miała Matylda Podfilipska. Jej dwie postaci są już na pierwszy rzut oka krańcowo różne: to kochająca żona oraz podstarzała, 73-letnia kobieta-wamp, weteranka operacji plastycznych, zaborczo kochająca swojego syna. Aktorka wciela się również w asystentkę chirurga - tu jej króciutka etiuda z narzędziami chirurgicznymi to mały majstersztyk.Paweł Tchórzelski to jedyny aktor, któremu powierzono tylko jedną rolę. Poprowadził ją dobrze i solidnie, bez niedoróbek, ale i bez fajerwerków."Brzydal" jest opowieścią o człowieku, który pod naciskiem otoczenia zmienia swoją tożsamość i próbuje dopasować się do wymogów społeczeństwa. Robi to nawet, gdy sytuacja staje się groteskowa, a absurd goni absurd. Cena, jaką trzeba zapłacić, jest jednak wysoka. I tu pojawia się mój jedyny, ale istotny zarzut, jaki mam do toruńskiego spektaklu: mam wrażenie, że puenta nie wybrzmiała tak, jak mogłaby. Że w natłoku podkreślanej na scenie farsy i groteski (której w sztuce Mayenburga rzeczywiście nie brakuje) zniknął gdzieś tragizm człowieka bez twarzy. W efekcie dostaliśmy zabawne, sprawne, poprawne, dobre przedstawienie, po którym w widzu nie zostaje głębszy ślad. Szkoda. Z tekstu Mayenburga dało się wycisnąć znacznie więcej. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Po premierze w Teatrze Horzycy: "Brzydal" bez twarzy - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto