Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spotterzy w Warszawie. Ścigają samoloty z obiektywem

Kamil Fejfer
Spotterzy w Warszawie. Ścigają samoloty z obiektywem
Spotterzy w Warszawie. Ścigają samoloty z obiektywem michal-sulinski.blogspot.com
Spotterzy w Warszawie. Zastanawialiście się kiedyś, kim są ludzie, którzy godzinami z aparatami lub ze zwykłymi notesikami stoją przy płotach lotnisk?

Spotterzy w Warszawie. Ścigają samoloty z obiektywem

Stara ulica Wirażowa znajduje się tuż przy pasie 29. Lotniska Chopina. Kiedyś właśnie tędy jeździły samochody, jakiś czas temu jednak ruch został przeniesiony na nową trasę, bardziej oddaloną od płotu obiektu. Stara Wirażowa jest wyboista, stoją przy niej szkielety latarni. W deszczowy, wietrzny, lutowy dzień nie wygląda zachęcająco. To właśnie jedna z ulubionych miejscówek warszawskich spotterów - osób, które, najprościej rzecz ujmując, pasjonują się samolotami. - Dzisiaj wcale nie jest tak źle. Pamiętam kiedy staliśmy kilka godzin w temperaturze -12 stopni, w śniegu – wspomina Grzesiek Rola ze stowarzyszenia Spotter.pl. Jego pasją jest lotnictwo. Właśnie dlatego długie godziny spędza na przyglądaniu się maszynom, które startują i lądują na lotnisku na Okęciu.

- Zaczęło się chyba w 6 klasie podstawówki. Pochodzę z Podlasia. Niedaleko miejsca, w którym mieszkałem, jest poligon lotniczy Jagodne EPD 36. W czasie ćwiczeń radzieckich wojsk samoloty huczały nad moją miejscowością. W ten sposób się zapaliłem, zacząłem jeździć też po innych lotniskach – opowiada spotter. Grzesiek Rola podczas wspominania początków swojej pasji zauważa, że właśnie na pasie znalazł się sławetny Dreamliner.

- Co mnie w tym kręci? Latanie – stwierdza. - Spróbowałem kiedyś latania, latałem na motolotni. Tego się nie da z niczym porównać, latanie jest lepsze od orgazmu – mówi Grzesiek Rola. Mężczyzna, który na co dzień jest policjantem, niestety musiał się z motolotnią rozstać. - To jest bardzo droga zabawa. Przez chwile było mnie na to stać, to było trochę jak jeżdżenie motorem po niebie, ale niestety ze względów finansowych musiałem sprzedać sprzęt – wyjaśnia. Nasze spotkanie jest przerywana przez start kolejnej maszyny. Huk silników uniemożliwia chwilowo rozmowę.

- Kiedy latasz na motolotni czujesz respekt do sił przyrody. Tego z dołu nie widać, ale na górze trwa walka: prądy wznoszące, duszące, termika. Na to wszystko musisz reagować. W ciągu takiego lotu naprawdę można się napracować - wspomina swoje przygody na motolotni.

Większość spotterów marzy o lataniu na prawdziwych wielosilnikowcach, czyli samolotach wielosilnikowych. - Licencja pilota jest bardzo droga i stać na to niewielu – wyjaśnia Rola. Szkoły dla pilotów, takie jak ta w Dęblinie, to bardzo elitarne miejsca. Dostaje się tam bardzo niewielu. Namiastkę pilotowania dają spotterom gry komputerowe i specjalne serwisy, które po zarejestrowaniu się dają możliwość współpracy-zabawy, oczywiście wirtualnej, z kontrolerami lotów.

Zobacz też: Ikarus może stać się oficjalnym zestawem klocków LEGO. Wystarczy zagłosować!

Do naszej rozmowy przyłącza się inny warszawski spotter, Michał Sulińki, autor bloga michal-sulinski.blogspot.com. Niedawno wrócił z lotniska w Ostrawie, gdzie miał szansę oglądać Mriję, czyli AN225, największy używany samolot świata. Obecnie w użytku jest tylko jedna taka maszyna. - Przypomina latający hangar – opowiada wyraźnie podekscytowany Michał. Mrija, czyli po rosyjsku „Marzenie” ma długość 84 metrów, rozpiętość skrzydeł 88 i jest w stanie udźwignąć 250 ton ładunku.

- Za każdym razem, kiedy coś takiego pojawia się na jakimś lotnisku w Polsce, czy niedaleko za granicą, kupujesz bilety, ściągasz kasę z konta na benzynę i jedziesz, żeby to obejrzeć – stwierdza Suliński. Podobnie jak przygoda Grześka, pasja Michała zaczęła się bardzo wcześnie, jak sam stwierdza, kiedy miał mniej więcej 60 cm wzrostu. Korzenie pasji lotniczej sięgają jednak jeszcze głębiej. - Kuzyn od strony mojego ojca podczas II Wojny Światowej latał w Dywizjonie 314 w Bitwie o Anglię. Również mój dziadek latał, to on zabierał mnie na lotniska, kiedy byłem mały – wspomina. Jak wyjaśnia, kiedy był w podstawówce, w gimnazjum, czy w szkole średniej, większość wolnego czasu spędzał w okolicach lotniska. - Tak, to jest mój nałóg – mówi.

Na płycie lotniska pojawia się kolejna maszyna i Michał przerywa swoją opowieść. - Ooo, to jest największy dwusilnikowy samolot świata – wskazuje na kołujący aeroplan, Boeing 777. W slangu spotterskim mówi się na nie „trzy kosy”, lub „trzy siekiery” od kształtu cyfr 777.

W Polsce spotting jest coraz coraz bardziej popularny. Spotterzy grupują się w specjalnych forach i stowarzyszeniach. Każde miasto ma grupę zapaleńców. W Warszawie jest ich najwięcej. Michał i Grzesiek stwierdzają, że część osób przychodzi tylko po to, żeby robić zdjęcia i jak najszybciej je wrzucić do netu. - Ale nie o to w spottingu chodzi – mówią zgodnie. - Chodzi o to, żeby się tym delektować, żeby posłuchać ryku silników i popatrzeć na startujące maszyny – wyjaśniają. Do dzisiaj wokół lotnisk można spotkać spotterów z zeszytami, którzy notują czas statru i lądowania i numery konkretnych samolotów. - Ja czasem wpadam na lotnisko bez aparatu. Żeby po prostu popatrzeć i się wyluzować – mówi Grzesiek.

Zobacz powiązane wideo:

źródło:x-news

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto