Sobota, godzina 14:00. Oczekiwanie na autobus linii 126, którym dojeżdżam na stadion. Na przystanku spotykam znajomego, z którym rozmawiamy o meczu, przyszłości Stilonu. Dojeżdżam na przystanek koło dawnego "Pewexu". Jest 14.20, jeszcze sporo czasu do meczu. Pół godziny przed rozpoczęciem spotkania "melduję" się na stadionie. Ludzi mało, tyle co kot napłakał. Spotykam kolegę, drugiego kolegę, kolegów-kibiców. Gadamy o sytuacji w gorzowskim sporcie, o piłce, mija 25 minut.
Zaczyna się mecz. Rywal: Kolejarz, ale nie "Kolejorz" poznański, nie ma więc 10 tys. ludzi na stadionie. To tylko Kolejarz Stróże, dziwny piłkarski twór z Podkarpacia (senator "zbudował" sobie drużynę na miarę pierwszej ligi), toteż na trybunach 1500, może 1800 osób. "Młyn" pełny, a nawet więcej niż pełny. Transparenty, doping non stop.
Mecz z gatunku tych, które nazywa się meczami "o życie", "meczami śmierci", a najczęściej meczami "o sześć punktów". Grają sąsiedzi w tabeli - Stilon Gorzów (21 punktów) oraz Kolejarz Stróże (20 punktów). Kto przegra, pogrąży się na dnie tabeli. Kto wygra, dostanie na chwilę oddech (na najbliższe dwie kolejki spotkań).
Pierwsze minuty, sytuacja nawet bramkowa Stilonu, potem przysłowiowa pierwszoligowa "kopanina". Gra głównie w środku pola, sporo fauli, przerywanie gry przez sędziego (w najsilniejszej chyba w Europie lidze angielskiej, gdyby zobaczono te "gwizdki", kibiców ogarnąłby śmiech). Co chwilę odgwizdywane spalone, przerwy w grze. Uciekają minuty, nadal 0:0, które satysfakcjonuje co najwyżej gości.
Wieje troszkę, jest zimno, w końcu przerwa, kolejne dywagacje, kto, jak, ile punktów.
Druga połowa, zespoły ruszają ponownie do boju. Goście chyba bardziej zmotywowani, gospodarze - grający za darmo od kilku miesięcy - jednak "podejmują rękawicę". Michał Ilków-Gołąb - napastnik przekwalifikowany na... obrońcę jest wszędzie. Broni dostępu do bramki, ale i atakuje. Walczy jak lew Adrian Łuszkiewicz, fantastycznie w bramce Stilonu spisuje się Kamil Ulman. Inni "gryzą trawę".
Mijają kolejne minuty, a wynik się nie zmienia. Coraz większe zagrożenie pod jedną, jak i drugą bramką, zawodnicy opadają z sił.
Nadchodzi 80 minuta meczu. Jeden z zawodników Stilonu pędzi na bramkę, zatrzymany zostaje faulem w okolicach linii pola karnego. Rzut karny? Nie, tylko rzut wolny.
Piłkę uderza Adam Banasiak, wpada ona w okolice bramki gości, "kotłuje" się niesamowicie, ktoś dotyka piłki nogą, ktoś wybija, w końcu Michał Ilków-Gołąb znajduje drogę do bramki. "Jest!" wybucha okrzyk na trybunach. 1:0! Cenne trzy punkty coraz bliżej, ale... do zakończenia meczu około 12-14 minut. Goście nacierają z furią. Atakują. Co rusz mają rzut rożny. Gorzowianie bronią się ostatkami sił, co jakiś czas przejmują piłkę i wyprowadzają kontrę. Więcej jednak w tych atakach, zamiast próby "dobicia" rywala, kunktatorstwa i "szanowania" i piłki oraz bezcennych trzech ligowych "oczek".
W końcu mija po wielkich nerwach (kilka "wrzutek" gości w okolice bramki i pewnych chwytów bramkarza Kamila Ulmana) 94 minuta spotkania. Są trzy punkty. Zespół Stilonu zrobił mały kroczek ku utrzymaniu w pierwszej lidze.
Tylko czy do następnego meczu przystąpi? Czy zostaną zawodnicy, którzy z czegoś muszą żyć? Żołnierze Westerplatte bronili się przez siedem dni. Zawodnicy Stilonu zapowiedzieli. że jeśli im nikt nie pomoże, sił starczy na maksymalnie dwa tygodnie.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?