Rondo Wolnego Tybetu czy tylko Tybetu?

Rada Warszawy nie zajęła się w czwartek sprawą Ronda Wolnego Tybetu, bo wygrały problemy budżetowe stolicy. Przed Pałacem Kultury i Nauki odbył się w z kolei happening z udziałem społeczności tybetańskiej mieszkającej w Polsce. Organizatorzy akcji odegrali scenkę, w której Tybetańczycy zostali zakuci przez chińskiego żołnierza w kajdanki.

Fundacja Inna Przestrzeń, która prowadzi program „Ratuj Tybet”, chciała przekonać w ten sposób radnych, aby zajęli się sprawą Ronda Wolnego Tybetu. Chodzi o nazwę dla skrzyżowania ulic Kasprzaka i Prymasa Tysiąclecia.

Według dwóch koncepcji mogłoby się ono nazywać Rondem Wolnego Tybetu lub Rondem Tybetu. Druga propozycja powstała po tym, jak chińska ambasada wystosowała do polskiego MSZ protest przeciwko użyciu słowa „Wolnego”.

Sprawa nazwy dla ronda nie znalazła się jednak dzisiaj w porządku obrad. – Dzisiejsza sesja jest budżetową. Uchwały, które nie są pilne, muszą poczekać – wyjaśnia radna Mariola Rabczon, szefowa podkomisji ds. nazewnictwa w radzie miasta. Dodaje, że najprawdopodobniej na kolejnej sesji radni zajmą się sprawą nazwy dla ronda.

– Trzeba przypominać radnym, że sprawa nie jest załatwiona, Tybet nie jest wolny, rondo się należy, a przede wszystkim należy się przyzwoitość. Jak się powiedziało, że będzie głosowanie, to powinno być – uważa Piotr Cykowski z Fundacji Inna Przestrzeń.

W lipcu działacze fundacji wspólnie z artystami namalowali graffiti na skrzyżowaniu Kasprzaka i Prymasa Tysiąclecia. Na murach przy rondzie można oglądać grafiki związane z Tybetem, a także ogromny napis "Tybet - strefa okupowana".

Zobacz również:
Happening na rzecz wolnego Tybetu
Trwa malowanie Ronda Wolnego Tybetu
Rondo Wolnego Tybetu musi jeszcze poczekaćDalajlama honorowym obywatelem Warszawy