Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Moya Brennan z Clannad: Uczyłam Bono irlandzkiego

Marcin Śpiewakowski
Marcin Śpiewakowski
Moya Brennan
Moya Brennan materiały prasowe
Od grupy Clannad, w której śpiewa Moya Brennan, w Irlandii popularniejsze jest tylko U2. Karierę zaczynała jako dziecko, śpiewając w barze swojego ojca. Musiała zmienić imię, bo nikt poza Irlandią nie umiał go wymówić. Z artystką rozmawialiśmy między innymi o przyjaźni z Bono.

Moya Brennan przyjedzie w grudniu do Polski na trzy koncerty, które odbędą się 12 grudnia w gdańskim Starym Maneżu, dzień później w warszawskiej Stodole, a trasę artystka zakończy 14 grudnia występem w Filharmonii Szczecińskiej. Na wszystkich trzech koncertach zaprezentuje m.in. materiał świąteczny, inspirowany tradycyjną irlandzką muzyką.

Zaczynałaś karierę w dzieciństwie jako muzyk barowy. Jak do tego doszło?

Mój ojciec był muzykiem, podobnie jak większość jego rodziny. Moja mama uczyła muzyki. W domu było pełno instrumentów i mówiło się po irlandzku - to zresztą później pomogło zdefiniować brzmienie Clannad. Ja i moje rodzeństwo słuchaliśmy, jak tata śpiewa stare irlandzkie piosenki, bez przerwy grało też Radio Luxemburg, więc bardzo wcześnie sami też zaczęliśmy grać i śpiewać. A najlepszym miejscem do tego był bar taty. Tak to się wszystko zaczęło.

Jak wspominasz te początki?

Nie myśleliśmy nigdy o karierze, chodziło wtedy tylko o zabawę. Wszystko inne przyszło z zaskoczenia, niespodziewanie. Tam skąd pochodzę, ludzie są bardzo zrelaksowani, nie myślimy zbyt wiele o przyszłości. Dominuje postawa „jutro też jest dzień”, jeśli wiesz, co mam na myśli. I w takim podejściu się wychowaliśmy. Któregoś dnia wzięliśmy udział w konkursie, w którym nagrodą była możliwość wydania albumu. Wygraliśmy, ale do nagrania płyty zbieraliśmy się chyba ze trzy lata. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie zacząć. Zajęło nam pięć lat, żeby stać się profesjonalnym zespołem. Karierę zresztą też zrobiliśmy przez przypadek.

Nawiasem mówiąc: czy bar, w którym zaczynaliście, wciąż działa?

Zdecydowanie! To miejsce żyje i ma się świetnie. Każdy, kto wybiera się do Donegal, musi odwiedzić Leo’s Tavern. Idea tego baru nie zmieniła się od momentu powstania - to miejsce, gdzie każdy może wystąpić i pokazać swoje możliwości. U mojego taty wystąpił już chyba każdy irlandzki muzyk. Śpiewali u nas: Bono, Paul Brady, the Dubliners, nawet Joe Elliott z Def Leppard!

Na ile język irlandzki jest ważny dla Twojej tożsamości? Clannad ma w końcu na swoim koncie jedyny utwór zaśpiewany po irlandzku, który był wielkim hitem w Wielkiej Brytanii.

To też był w sumie przypadek. Poproszono nas o napisanie motywu przewodniego do serialu i uznaliśmy, że dobrze zabrzmiałoby to po irlandzku. Zawsze zależało nam na tym, żeby muzyka dobrze brzmiała.

Pytam, bo irlandzki jest ponoć dopiero trzecim co do popularności językiem w Irlandii. Nawiasem mówiąc, zaraz za polskim.

To prawda. Jest u nas mnóstwo Polaków, ale bardzo Was wszystkich kochamy!

Czy to znaczy, że irlandzki wymiera?

Kiedy zaczynaliśmy śpiewać po irlandzku, wmawiali nam, że oszaleliśmy. Coraz mniej ludzi mówiło w tym języku, mało kto traktował go z szacunkiem. Ludzie mówili nam: „robicie fajną muzykę, macie świetne brzmienie, ale śpiewajcie normalnie”. Broniliśmy tej konwencji, bo irlandzki był ważną częścią naszej koncepcji muzyki. Teraz z irlandzkim jest już trochę lepiej i mam nadzieję, że choć trochę udało się nam do tego przyczynić. Coraz więcej ludzi uważa znajomość irlandzkiego za ważną umiejętność. Kiedyś Brytyjczycy prześladowali ludzi mówiących po irlandzku, więc mówiło się w tym języku tylko w wiejskich regionach na zachodzie kraju - dziś irlandzki znów można usłyszeć na ulicach Dublina czy Belfastu.

Podobno na początku „In a Lifetime” można usłyszeć, jak uczysz Bono irlandzkiego. To prawda?

Tak! Pomagałam mu wtedy nauczyć się słów jednej z piosenek z tamtej płyty, tradycyjnej irlandzkiej ballady.

Bono ma wielki szacunek do tego języka i naszej kultury. Mocno wspierał nas podczas kariery.

Jesteście dość blisko, prawda?

Na tyle, na ile można być blisko z kimś, kto jednego dnia pije herbatę w ONZ, a następnego kawę z Barackiem Obamą. (śmiech) Nie widujemy się często, ale jak już uda się nam spotkać, świetnie się bawimy w swoim towarzystwie. To wspaniały przyjaciel.

W pewnym momencie zmieniłaś pisownię swojego imienia - z irlandzkiego „Máire” na angielskie „Moya”. Dlaczego?

Bo każdy wymawiał je źle! A skoro Prince mógł zmienić imię trzykrotnie, uznałam, że chyba ten jeden raz mogę to zrobić bez wstydu. „Moya” to zapis fonetyczny, miałam już dość tego, że ludzie mówili na mnie „Mary” (śmiech) Doprowadzało mnie to do szału. Z kolei po zmianie ludzie nie wiedzieli, kim jestem.

„Co się stało z Mary? Już u was nie śpiewa?”

(śmiech) Dokładnie tak to wyglądało! Ale odkąd znów zaczęliśmy koncertować, ludzie chyba powoli zaczynają kojarzyć, kim jestem.

Czego możemy spodziewać się po nadchodzących koncertach w Polsce?

Sporo świątecznej muzyki w wyjątkowych aranżacjach. Mnóstwo ludzi nagrywa albumy z „irlandzką świąteczną muzyką”, które brzmią jak wszystkie inne kolędy. Ja chciałam nadać tym utworom naprawdę irlandzkiego ducha, użyć wyjątkowego instrumentarium. Oczywiście to będzie tylko część koncertu, zagram też trochę materiału z repertuaru Clannad i parę rzeczy z moich innych płyt.

rozmawiał Marcin Śpiewakowski, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto