Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Największa strzelanina w historii Warszawy. Komuniści kontra policja. Mieli plan, który legł w gruzach

Kamil Jabłczyński
Kamil Jabłczyński
Policja konna w czasach dwudziestolecia międzywojennego
Policja konna w czasach dwudziestolecia międzywojennego Narodowe Archiwum Cyfrowe
Mówi się, że to najbardziej zuchwała strzelanina do jakiej doszło w historii Warszawy. Mimo, że 17 lipca tego roku mija od niej 96 lat. W 1925 roku na warszawskiej Woli i w śródmieściu był pościg, kanonada strzałów i polityczny podtekst całych wydarzeń.

Wydawać by się mogło, że jeżeli kupuje się kilka sztuk broni, mnóstwo amunicji i podejmuje śmiertelne ryzyko to celem jest kradzież wielkich pieniędzy. Dobrze zorganizowany plan napadu np. na bank. Wówczas nie było przecież tylu zabezpieczeń, pieniądze w większych ilościach trzymano w placówkach, a i ucieczka teoretycznie łatwiejsza. Policja nie dysponowała przecież takimi technologiami jak dzisiaj.

Policja konna w czasach dwudziestolecia międzywojennego

Największa strzelanina w historii Warszawy. Komuniści kontra...

Jednak nie taki był cel bandytów, jak ich najpierw nazywano, a jak się okazało później ideologicznych komunistów

Mając przy sobie pięć pistoletów, dwanaście magazynków i amunicję poupychaną w kieszeniach wyszli na miasto. Około godziny dziesiątej na wysokości budynku z numerem 1 na ulicy Zgoda zatrzymują ich śledczy z komisariatu przy Szpitalnej. Jeśli dotychczas wydawali się ludźmi bez planu, dalej było jeszcze ciekawiej. Policjanci stwierdzają, że ich dokumenty są co najmniej wątpliwe i chcą zabrać mężczyzn na komisariat. Gdy wychodzą z bramy jeden odwraca się do policjanta na końcu i zaczyna strzelać. Ten pada na ziemię.

Rozdzielają się. Dwóch rusza w stronę Marszałkowskiej Chmielną, a jeden w stronę Alei Jerozolimskich. W obu rękach trzyma broń z której bez skrupułów pali w stronę policjantów mimo przechodniów. Na ulicach miasta jest sporo ludzi. Rodzi się panika, słychać strzały. Napad? Skręca w Widok, gdzie ludzi jest mniej. Tu policja zyskuje przewagę. Trafiony strzela dalej. Trafia konia, który prawie przygniótł policjanta. Ostatecznie funkcjonariusze trafiają go pięć razy. Powstrzymują i zabierają na komisariat zamiast do szpitala.

Pozostali dwa uciekali w stronę Żelaznej na Woli

Znów scena jak z filmu. Jeden z nich wyjmuje broń wyciąga rękę na której ją opiera, żeby lepiej wycelować i strzela do policjantów. Postrzeleni zostają przechodnie, rykoszet trafiają w przypadkowe osoby. Pewien student za bardzo zbliżył się do pościgu i dostał kulą głowę. Zmarł w szpitalu. Bandyci tym czasem zdobywają dorożkę – mniej więcej na wysokości dzisiejszego Pałacu Kultury i Nauki. Wskoczył do niej posterunkowy, który myślał, że to powóz policyjny. Przypłacił to życiem. Dwa strzały w klatkę piersiową. Niedługo zderzają się z innym powozem konnym i tracą koło.

Skład węgla z widoczną hałdą za którą ukryli się bandyciNarodowe Archiwum Cyfrowe

Na wysokości Srebrnej wpadają do składu węgla Borkowskich. Tam hałda robi za prowizoryczną barykadę. Policja zbliża się i przysyła kolejnych funkcjonariuszy. Trwa regularna strzelanina. W końcu dopadają złoczyńców. „Policji z trudem udaje się uchronić bandytów od samosądu tłumu” pisano w „Kurierze Polskim”.

Okazuje się, że wszyscy trzej byli komunistami i używali fałszywych dokumentów

Jeden z nich to Władysław Hibner sowiecki agent przerzucony do Polski. Mieli zabić rozpracowującego komunistów agenta, który zginął niedługo później we Lwowie. Jego zabójca także przypłacił to życiem. Wszyscy trzej zostali skazani na śmierć. Wyrok wykonano na Cytadeli w „dolinie skazańców. To północny fragment fosy Cytadeli, gdzie rozstrzeliwano skazanych wyrokiem sądów doraźnych. Tam zginął także Niewiadomski – zabójca prezydenta Narutowicza.

Po wojnie sowieccy agenci wyniesieni zostali na piedestał przez władze PRL. Implikowano ówczesnym władzom II RP nienawiść do ruchu komunistycznego i prześladowanie działaczy. Co najbardziej szokujące zamachowcy dostali na lata swoje ulice w Warszawie. W zamachu udział wzięli:

  • Władysław Hibner - na jego cześć zmieniono nazwę ulicy Zgoda,
  • Henryk Rutkowski - na jego cześć zmieniono nazwę ulicy Chmielna między Nowym Światem a Marszałkowską – otrzymał jedną z najbardziej reprezentacyjnych ulic stolicy,
  • Władysław Kniewski - na jego cześć zmieniono nazwę fragmentu ulicy Złotej.
Znaczek w czasach PRL z zamachowcamiNarodowe Archiwum Cyfrowe

Do oryginalnych nazw wrócono dopiero w 1989 roku. Wraz z wymazaniem ze spisu ulic zamachowców z 1925 roku pamięć o strzelaninie w Warszawie, wywołanej przez komunistów, powoli także zaczęła zanikać.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto